Kamil Glik przez wiele lat dyrygował obroną reprezentacji Polski. Podczas turnieju Euro 2016 był mocnym punktem drużyny Adama Nawałki. Stworzył solidy duet stoperów z Michałem Pazdanem. Nie zawiódł w dwóch seriach rzutów karnych w fazie pucharowej ME – wykorzystał „jedenastki” przeciwko Szwajcarii i Portugalii. Jednak kilka lat wcześniej Jerzy Engel stwierdził, że „Glik nie nadaje się do gry w kadrze”. Wspomniał o tym Michał Zichlarz w książce „Kamil Glik. Liczy się charakter”:
„Kilka miesięcy później Kamil grał już w reprezentacji do lat 21. Zaczęło się od pamiętnego meczu z Hiszpanią we Włocławku, gdzie zamiast biegać po boisku, stał w bramce. Potem były kolejne mecze w eliminacjach MME. Kamil nie grał w nich jednak na środku obrony, bo tam występowali wtedy Jakub Rzeźniczak, Piotr Polczak czy Adam Kokoszka, tylko występował w środku pola jako defensywny pomocnik. To były dla niego szalone eliminacje. W przegranym 0:3 rewanżu z Hiszpanią w Ponferradzie, pod koniec pierwszej połowy strzelił samobójczego gola. Z kolei w wygranym 5:0 starciu z Gruzinami, które we wrześniu 2009 roku rozegrano w Mińsku, zaliczył dwa trafienia i ostatecznie razem z Maciejem Korzymem i Szymonem Pawłowskim był najskuteczniejszym zawodnikiem polskiej młodzieżówki w tamtych eliminacjach
Pamiętam, że w Mińsku przed stadionem było sporo policji. Mimo że było to tylko spotkanie reprezentacji młodzieżowych, zostało potraktowane jako mecz podwyższonego ryzyka. Mnie na rozmokłym boisku udało się zdobyć dwie bramki i była to świetna sprawa. Nie co dzień udaje się przecież strzelić dwa gole. To było dla mnie duże wydarzenie. Gruzja leży mi zresztą jako rywal. Kiedy graliśmy z nią w eliminacjach do Euro 2016, to też zdobyłem bramkę. Wygraliśmy wysoko, 4:0, ale wcale nie było to łatwe spotkanie. Wcześniej mieli dwie klarowne sytuacje. Gola w Tbilisi udało się strzelić w 50. minucie, potem padły kolejne bramki. Niby wydaje się, że zwyciężyliśmy łatwo i przyjemnie, a wcale tak przecież nie było. Podobnie jak w równie wysoko wygranym rewanżu u nas, też mieli swoje szanse. Dobrze, że ich nie wykorzystali, bo przecież punkty z tych meczów pozwoliły nam awansować na Euro.
Już po młodzieżowych eliminacjach, w marcu 2008 roku, reprezentacja Polski do lat 21 zagrała w Wolverhampton towarzyskie spotkanie z Anglikami. Mecz zakończył się bezbramkowym remisem. To po tym meczu jeden z wysoko postawionych dygnitarzy PZPN-u miał powiedzieć, że Kamil nie nadaje się do gry w kadrze. Jak udało się ustalić, tą osobą był dawny selekcjoner Jerzy Engel.
– Nie mam pewności, czy tak jest, ale wydaje mi się, że pobyt w Hiszpanii otworzył mu oczy na to, jak powinna wyglądać profesjonalna piłka. Zresztą z tego, co mówił, w Realu miał możliwość treningów z pierwszym zespołem, więc widział, jak to wszystko wygląda od środka. Natomiast jego wielkim sukcesem było to, że w miarę prędko wrócił do Polski. W Piaście bardzo szybko zaczął grać, a to dla młodego zawodnika podstawowy warunek rozwoju. Z »Lewym« było podobnie: trafił do Znicza, grał tam regularnie, zdobywając bramkę za bramką. Kiedy potem przyjeżdżał na młodzieżówkę, był już zupełnie innym zawodnikiem niż za czasów juniorskich. Kamil to samo. Dojrzał psychicznie, bo fizycznie zawsze był mocny, no a teraz to jest już szczytowanie – mówił mi w lipcu 2015 trener Zamilski”.
Kariera Kamila Glika była pełna wzlotów i upadków. Jastrzębianin nie został powołany na Euro 2012 przez Franciszka Smudę. Jednak ten charakterny obrońca się nie poddał i mimo trudności przebił się później do podstawowego składu reprezentacji Polski. Dzięki waleczności i profesjonalizmowi cieszył się autorytetem wśród sztabu szkoleniowego i kolegów z szatni. Glik był ważnym ogniwem ekipy Adama Nawałki, która na mistrzostwach Europy we Francji dotarła do ćwierćfinału. Przez wiele lat pozostawał ważną postacią drużyny narodowej, w której wystąpił aż 103 razy. Więcej meczów od niego rozegrali jedynie Robert Lewandowski i Jakub Błaszczykowski.