Gerard Pique jest urodzonym kupcem. Nabył pakiet kontrolny udziałów w tenisowym Pucharze Davisa, utrzymuje bliskie relacje z Markiem Zuckerbergiem

„W sali posiedzeń zarządu Barçy mówi się po katalońsku. To wyróżnik klasowy, barceloński proletariat mówi bowiem w domu głównie po hiszpańsku. Tutejsza klasa robotnicza od dawna przyjeżdżała do Barcelony z biedniejszych regionów Hiszpanii, na przykład z Andaluzji.

Część tej napływowej ludności wykazuje niepokojącą skłonność do kibicowania Realowi Madryt. Migranci mogą się integrować poprzez naukę katalońskiego w szkołach, jedzenie ‘pa amb tomàquet’ i kibicowanie Barçy, ale praktycznie nie mają szans, by dostać się do zarządu klubu.

Typowym przedstawicielem burgesii jest rodzina Gerarda Piqué, środkowego obrońcy FC Barcelony. Dziadek zawodnika był directiu klubu, a matka jest neurobiologiem. Jego ojciec, jowialny facet w idealnie zawiązanym szaliku, przedstawił mi się jako »pisarz, kolega po fachu«. Bawi się w pisanie powieści, jednocześnie kierując rodzinną firmą eksportującą materiały budowlane.

Sam Gerard Piqué jest urodzonym kupcem. Nabył pakiet kontrolny udziałów w tenisowym Pucharze Davisa, utrzymuje bliskie relacje z Markiem Zuckerbergiem. W 2015 roku podczas kolacji w San Francisco pomógł przekonać swojego kolejnego biznesowego kumpla, Hiroshiego Mikitaniego, by ten został głównym sponsorem Barcelony. Mikitani to twórca firmy Rakuten, nazywanej »japońskim Amazonem«. Czasami można odnieść wrażenie, że Piqué grą w piłkę zajmuje się tylko przy okazji. Od urodzenia jest soci, więc syna Milana zarejestrował w klubie również zaraz po narodzinach. Piqué śpiewał kiedyś Milanowi hymn Barçy jako kołysankę (gdy chłopiec podrósł, wolał piosenkę o Myszce Miki). Nic dziwnego, że w obrońcy upatruje się przyszłego prezydenta klubu. Cóż, z pewnością rodowód ma ku temu znakomity.

(…)

Rodowity Katalończyk wrócił do domu w 2008 roku, w wieku 21 lat, po czterech latach spędzonych w Manchesterze United. Broda, swobodny chód oraz brak pośpiechu przy piłce sprawiały, że wyglądał na wyluzowanego hipstera, który poszedł w niedzielę do parku, żeby pokopać sobie z kolegami. Jego celem było grać »z uśmiechem na ustach«, tak jak w koszykówkę grał kiedyś Magic Johnson, jego idol”.

Fragment pochodzi z książki „Barca. Powstanie i upadek klubu, który kształtował nowoczesną piłkę nożną”.