Jednak zrobił to, ponieważ otrzymał ofertę z kategorii tych „nie do odrzucenia”, po tym, jak kontuzji nabawił się numer „1” w bramce Barcelony – Marc-Andre ter Stegen.
Wojciech Szczęsny wpisał do swojego bogatego piłkarskiego CV Blaugranę i udowodnił, że jest godnym następcą niemieckiego golkipera. Polak, który nabrał niezbędnego doświadczenia w swoim fachu w Arsenalu, Romie i Juventusie, nie zawiódł. Na boisku pokazał, że nadal ma świetny refleks, a poza nim pogodę ducha i poczucie humoru. Walory czysto sportowe – dobre występy w LaLidze i Lidze Mistrzów – oraz inteligencja, która pomagała mu w kierowaniu grą formacji obronnej Barçy sprawiły, iż kataloński klub przedłużył z nim umowę na dwa kolejne sezony, co tylko pokazuje, że kariery piłkarskiej, podobnie jak życia, nie da się do końca zaplanować, o czym napisała Yvette Żółtowska-Darska w książce „Szczęsny. Chłopak, który odważył się być bramkarzem”:
„Przyznacie sami, że historia Wojtka Szczęsnego to prawdziwy rollercaster emocji. Wydarzenia rodzinne przeplatają się tu z wydarzeniami sportowymi, a w perspektywie czasu nic nie jest ani słodkie, ani gorzkie. Zupełnie jak w pewnej mądrej, starej baśni, którą chciałabym Wam na zakończenie przytoczyć . Baśni, która uświadamia nam, że nie zawsze potrafimy zrozumieć to, co nas spotyka, a kiedy dzieje się coś złego, nie możemy uwierzyć, że zaraz potem wydarzy się coś dobrego . Jak ulał pasuje ona do historii Wojtka, jak i zapewne do historii każdego z nas.
Posłuchajcie.
Dawno temu żył sobie biedny wieśniak, który nie miał właściwie nic. Nie miał domu, mebli, pieniędzy… Mieszkał z rodziną w szałasie na kawałku ziemi, a jego jedynym majątkiem był… biały rumak. Pewnego dnia przyszli do niego bogacze ze wsi i po wiedzieli:
– Sprzedaj nam konia, a my zapłacimy ci tyle, że wybudujesz dom, kupisz jedzenie, ubrania i jeszcze ci zostanie.
Wieśniak spojrzał na nich spokojnym wzrokiem, uśmiechnął się i odpowiedział:
– Jest jak jest, nie oceniam. Zobaczymy, co będzie jutro . Nie sprzedam go wam.
Następnego dnia była burza. Rumak przestraszył się piorunów, przeskoczył przez ogrodzenie i uciekł. Do wieśniaka znów przyszli bogacze i zaczęli się z niego śmiać:
– Widzisz, ale jesteś głupi. Mogłeś mieć wszystko, a nie masz nic.
Wieśniak tylko uśmiechnął się i odpowiedział:
– Jest jak jest, nie oceniam. Zobaczymy, co będzie jutro.
Kolejnego dnia całą wieś obudził świtem tętent końskich kopyt . Okazało się, że biały rumak wrócił i przyprowadził ze sobą stado dzikich koni ze stepu.
Bogacze czerwienieli z zazdrości.
– Ty to masz szczęście. Sprzedasz jednego konia wybudujesz dom, następnego – kupisz jedzenie, ubrania i jeszcze ci zostanie – mówili.
Wieśniak znów tylko się uśmiechnął, machnął ręką i powiedział:
– Jest, jak jest, nie oceniam. Zobaczymy, co będzie jutro.
Następnego dnia jego jedyny syn przygotowywał się do sprzedania dzikiego konia i podczas ujeżdżania narowistego zwierzęcia niefortunnie spadł. Złamał sobie nogę w kilku miejscach i został kaleką. Bogacze przyszli nieszczerze żałować wieśniaka.
– Niby masz wszystko, ale twój syn jest kuternogą – kiwali głowami.
Wieśniak też pokiwał głową i powiedział, jak zawsze, to samo:
– Jest jak jest, nie oceniam. Zobaczymy, co będzie jutro.
Niedługo potem wybuchła wojna i wszyscy młodzi chłopcy ze wsi poszli walczyć z wrogiem. Bogacze ze wsi odwiedzili wieśniaka i powiedzieli:
– Masz szczęście. Nasi synowie nie wrócą, bo wróg jest silny i oni zginą na wojnie. A twojego kuternogi armia nie chciała i syn zostanie z tobą.
Wieśniak już tylko uśmiechnął się i nic więcej nie odpowiedział.
A więc? Jest, jak jest.
Nie oceniamy. Zobaczymy, co będzie jutro.
Jedno za to jest pewne: mądry los już pisze następne rozdziały tej opowieści, które oby zawsze prowadziły do szczęśliwego finału.
Powodzenia, Wojtku! Jesteś fantastycznym człowiekiem, tatą i piłkarzem. No i masz najcudowniejszą mamę na świecie”.
Książki z serii „Wydarzyło się naprawdę” są dostępne w księgarni sportowej labotiga.pl