Inwigilowanie pod przykrywką grupy chuliganów dostarcza mnóstwa wrażeń

Inwigilowanie pod przykrywką grupy chuliganów dostarcza mnóstwa wrażeń. Ma też jedną zasadniczą wadę: nawet policjantowi o najtwardszych zasadach przynależność do tej grupy może się spodobać…

„Paul odwrócił się i na cały głos krzyknął:

– Dalej, Millwall! – Po czym ruszył prosto na kibiców Arsenalu.

Wydałem okrzyk i razem z resztą ruszyliśmy za nim. Wpadliśmy w tłum, bijąc pięściami i kopiąc na oślep. Sam dostałem wiele ciosów i kopniaków, kiedy schodziliśmy w dół trybuny. Wybiegliśmy na murawę. W naszą stronę poleciał deszcz monet, jedzenia i kubków z gorącymi napojami, ale nikt z Arsenalu nie pobiegł za nami na boisko.

Szybko otoczyli nas policjanci. Jeden z nich złapał mnie, rzucił na ziemię i powiedział, że jestem aresztowany. Wciąż śpiewałem, więc walnął mnie pałką w bok głowy i kazał mi się zamknąć. Inny policjant postawił mnie na nogi, a ten, który mnie aresztował, wykręcił mi rękę i zaczął prowadzić wzdłuż boiska. Kiedy mijaliśmy sektor z miejscami siedzącymi, grupa kibiców Millwall skoczyła na równe nogi i zaczęła śpiewać hymn klubu. Spojrzałem na nich, uniosłem wolną rękę i krzyknąłem:

– Do boju, Lwy!

Natychmiast dostałem od eskortującego mnie policjanta cios w plecy i znowu usłyszałem, że mam się zamknąć.

Poszliśmy w kierunku sektora dla gości. Gdy się zbliżaliśmy, tłum Millwall wariował. Policjant próbował mnie odwrócić, ale gdy to robił, zwolnił nieco uchwyt i zdołałem się wyrwać. Pobiegłem w kierunku kibiców Millwall. Policjant biegł za mną, ale bez trudu udało mi się przed nim uciec. Wpadłem w tłum i ruszyłem w górę trybuny. Dobiegłem do połowy; ktoś rzucił mi szary szalik i kapelusz Millwall, które założyłem. Ludzie naokoło klepali mnie po plecach i się śmiali. To było wspaniałe uczucie. Byłem po północnej stronie stadionu Arsenalu i przeżyłem.

Przez cały mecz grupy policjantów wskakiwały z pałkami w tłum kibiców i wyciągały kogo popadło. Nie widziałem w ich zachowaniu żadnej logiki. Po meczu, który przegraliśmy 0:2, zmuszono nas do pozostania na stadionie przez ponad godzinę. Kiedy wyszliśmy, zobaczyliśmy sklepy z powybijanymi szybami wystawowymi i samochody przewrócone na dachy. Okazało się, że niemal dwa tysiące kibiców Millwall, którym nie udało się kupić biletów, przyjechało i w ten sposób wyraziło niezadowolenie z faktu, że ich nie wpuszczono.

Wróciłem do New Cross i poszedłem do furgonetki, która była zaparkowana niedaleko The Puffin. Kiedy kroczyłem New Cross Road, odtwarzałem w głowie wydarzenia z tego dnia. Incydent na północnej części stadionu był równie emocjonujący, co przerażający. Wciąż kręciło mi się w głowie od wrażeń. Doszedłem do samochodu i spojrzałem w kierunku The Puffin. Wiedziałem, że powinienem wrócić do biura, ale widok pubu był zbyt kuszący. Gdy wszedłem do środka, powitały mnie wiwaty, a gdy zbliżałem się do baru, ludzie poklepywali mnie po plecach i się śmiali.

Była tam Steph.

– Słyszałam od Paula, że nieźle się zabawiliście z Arsenalem. Wszystko w porządku?

– Tak, nie mogło być lepiej. A jak ty się masz?

Podała mi piwo.

– Nie mogę narzekać. Aczkolwiek miło jest wrócić i zobaczyć przyjazną twarz.

– Ja też się cieszę, że cię widzę. Jak było w Hiszpanii? Zaczęła się śmiać.

– Jeżeli pytasz, czy spotykam się z facetem, o którym opowiadała ci Tina, to nie. Nie był dla mnie. Sama kasa, nic poza tym.

Byłem zachwycony. Próbowałem tego nie okazywać, ale mi się nie udało. Pochyliłem się w jej stronę i pocałowałem ją. Kiedy się cofnąłem, Paul pojawił się za barem.

– Oto i on, top boy – powiedział.

Steph odsunęła się, a Paul przechylił się przez bar i uściskał mnie.

– Co za poje*any dzień, nie? Arsenal. Mam was gdzieś. Paul przedstawił mnie reszcie chłopaków, z którymi byliśmy po północnej stronie. Nie zapamiętałem imion, rozmawialiśmy o bójce i wtargnięciu na boisko. Policja postanowiła nie stawiać im zarzutów, w połowie meczu wyrzucono ich tylko ze stadionu. Wszyscy wrócili do The Puffin i nie wiedzieli, co się ze mną stało. Ktoś powiedział, że zostałem aresztowany, przywaliłem policjantowi, który mnie złapał, i uciekłem w tłum. Zostałem w pubie do późna, a kiedy chciałem już wyjść, drzwi się otworzyły i stanął w nich Chris. Podszedł, objął mnie i wyszeptał mi do ucha:

– Ja pier*olę, jak to dobrze, że nic ci nie jest. Bardzo cię przepraszam.

Popatrzyłem na niego i mrugnąłem okiem.

– Nie ma problemu.

Powiedziałem to zupełnie poważnie. Zrobił to, co w obliczu sytuacji było najlepsze i najbardziej sensowne. Wypiliśmy po piwie i ruszyliśmy w kierunku drzwi. Po drodze spojrzałem na Steph i mrugnąłem do niej. Uśmiechnęła się do mnie i posłała mi całusa.

Kiedy dotarliśmy do biura, Gerry i Charlie jeszcze tam byli. Gdy weszliśmy, Gerry zerwał się na równe nogi.

– Ja pier*olę, Jim – powiedział. – Ale dobrze cię widzieć. Chris nam powiedział, co się stało.

– Tak? A co wam powiedział? Chris podszedł do mnie.

– Powiedziałem im, że poszliśmy na północną stronę z naszymi celami i że zostawiłem tam swojego partnera na pastwę losu.

Objąłem go ramieniem.

– Stary, naprawdę, nie ma problemu.

Porozmawiałem z chłopakami o tym, co się wydarzyło. Powiedzieli mi, że byłem na ustach każdego kibica: „Widziałeś tego świra w ogrodniczkach po stronie Arsenalu?”, „Co to za koleś, co spier*olił psom i dał nura w tłum?”. Moja wiarygodność znacznie się zwiększyła.

Była jednak jeszcze jedna kwestia, o wiele ważniejsza. Podobało mi się. Naprawdę mi się podobało. Nie mogłem się doczekać następnej okazji”.

Fragment pochodzi z książki Jamesa Bannona „Ja, kibic” wydanej w serii SQN Originals dostępnej w największej sportowej księgarni internetowej www.labotiga.pl

Fot. TheLostBoy/Wikimedia Commons