Jordan był wściekły, że nie udało się jeszcze zakończyć rywalizacji

Chicago Bulls w sezonie 1995-96 byli niemal perfekcyjni. Ustanowili rekord 72 wygranych w rozgrywkach zasadniczych i pewnie zmierzali po mistrzowski tytuł. Drużyna Phila Jacksona błyskawicznie przebrnęła przez play-offy – „Byki” w drodze do finałów ograły do zera Miami Heat i Orlando Magic z duetem Shaquille O’Neal-Penny Hardaway, a przegrały tylko jeden mecz z New York Knicks w półfinale Konferencji Wschodniej. Jednak w serii finałowej Jordan i spółka spotkali się z Seattle SuperSonics, zespołem który miał coś, czego nie oferowali inni przeciwnicy w NBA. Ekipa George’a Karla miała zgrany kolektyw napędzany przez najbardziej elektryzujący duet lat 90. – Shawn Kemp i Gary Payton.

Rozgrywający SuperSonics był jednym z najlepszych obrońców w NBA. Payton w rywalizacji z Chicago Bulls postawił się Jordanowi i doprowadził go do szewskiej pasji, o czym wspomniał Roland Lazenby w książce „Michael Jordan. Życie”:

„Bulls wydawali się zmierzać do zwycięstwa do zera, co oznaczałoby bilans 15:1 podczas play-offów – najlepszy w historii NBA. Przez dwa kolejne dni treningów wyczuwało się już atmosferę koronacji, a media porównywały Bulls do najwspanialszych drużyn w historii. Analityk ESPN Jack Ramsay stwierdził, że Byki są być może najlepiej broniącą drużyną w historii.

– Dwaj najlepsi obrońcy w NBA to Pippen i Jordan – powiedział. – Są niesłychanie twardzi. W każdej serii obnażali słabości rywala, rozbierali do naga, odzierali ze wszystkiego. To było żenujące.

Ramsay dodawał, że kluczem do napędu Bulls jest Jor dan.

– Jest ponadprzeciętnym walczakiem, każdego wynosi ponad jego standardowy indywidualny poziom. Patrzyłem na Steve’a Kerra, o którym mówi się, że nie broni i umie tylko dobrze rzucać z miejsca. Ale spójrzcie na niego: on naprawdę broni i prosto w twarz rzuca wyzwanie każdemu, kogo kryje. Nawet jeśli zostaje pokonany, to nie uchyli się od wykonania zadania. Jest w stanie sam rozegrać piłkę i stworzyć sobie pozycję do oddania rzutu. Wcześniej nie byłby w stanie dokonać czegoś takiego. Wpływ Michaela na wszystkich jego kolegów jest ogromny.

Dopiero przed czwartym meczem George Karl, który też grał kiedyś u Deana Smitha w Karolinie, doszedł do wniosku, że nie zrobił nic, żeby sprowokować Jordana. Załatwił więc, by Tassie Dempsey, która od 30 lat gotowała dla koszykarzy Tar Heels, przyleciała do Seattle, żeby kibicować Sonics. Jordan był w szoku, kiedy zobaczył ją w czwartek przed meczem. Zapytał:

– Mama Di, a ty co tu robisz?”

– Przyjechałam kibicować George’owi.

Żona Karla powiedziała niedowierzającemu Jordanowi:

– Wiesz, Michael, Mama Di przynosi nam szczęście.

Zawsze przesądny Jordan odparł:

– W takim razie wracasz do domu, Mama Di. Jeśli przynosisz im szczęście, to musisz wrócić do domu.

Ale to Gary Payton okazał się większym problemem dla MJ-a niż Mama Di. Przez większość serii Payton krył Pippena, ale w niektórych momentach trzeciego meczu Karl dostrzegł, że dobrze broni Jordana, więc zmienił krycie i ustawił Paytona naprzeciwko Michaela. Ron Harper nadal cierpiał z powodu bólu kolana, co oznaczało, że Jordan też musiał spędzać więcej czasu na kryciu Paytona. Chicago nagle przestało wywierać presję, tak kluczową dla ich defensywy. Bez Harpera Jordan i Pippen nie mogli już siać takiego spustoszenia. Sonics rozstrzygnęli wynik meczu podczas ataku w drugiej kwarcie, po którym Chicago już się nie pozbierało. Sfrustrowany kryciem przez Paytona Jordan w furii nawrzeszczał i na kolegów z drużyny, i na sędziów. W połowie czwartej kwarty odgwizdano mu błąd podwójnego kozłowania. Znów się wściekł i tupnął nogą. Kilka minut później zszedł z boiska, trafiwszy tylko 6 z 19 rzutów, i warczał rozjuszony z ławki, podczas gdy Pippen śmiał się, ściskając go za ramię. Payton zrobił swoje, a kibice Seattle mieli o czym myśleć, bo kto wie, jak by to wyglądało, gdyby Payton częściej krył Jordana już podczas poprzednich meczów.

Harper nie wystąpił również w piątym spotkaniu, a Bulls, choć mieli drugą szansę na zakończenie rywalizacji, zagrali źle – przegrywali, potem częściowo odrobili straty, ale ostatecznie polegli 89:78. Finały w jakiś cudowny sposób miały się znowu przenieść do Chicago. Radość szóstego meczu, tak dzień później brzmiały nagłówki gazet w Seattle.

Jordan był wściekły, że nie udało się jeszcze zakończyć rywalizacji. Podczas play-offów rezerwowy center James Edwards wpadał po meczu do pokoju Jordana, żeby zapalić cygaro z Ahmadem Rashadem i Michaelem, który zawsze miał przy sobie walizeczkę z cygarami w najlepszym gatunku. Zazwyczaj działo się wówczas coś ciekawego. Kiedy jednak pojawił się po piątym meczu, był zaskoczony wściekłością gwiazdora Bulls.

– Nigdy wcześniej nie widziałem go tak zdenerwowanego. Powtarzał tylko: »Powinniśmy byli dzisiaj wygrać. Powinno już być po wszystkim«. Powiedziałem mu, że dokończymy robotę po powrocie do domu, ale nie chciał mnie słuchać. Powtarzał tylko, że powinno już być po wszystkim”.

Książka koszykarska „Michael Jordan. Życie” jest dostępna na www.labotiga.pl

Choć finały z czerwca 1996 roku zakończyły się triumfem Bulls nad SuperSonics, to Gary Payton i jego wybitna gra obronna przeciwko Jordanowi stała się jednym z najbardziej pamiętnych pojedynków tamtej serii. Dziesięć lat później koszykarz o pseudonimie „Rękawica” sięgnął po mistrzowski tytuł, tyle że jako gracz Miami Heat.

Dziś 57. urodziny obchodzi Gary aka „The Glove” Payton, koszykarz który ograniczył Michaela Jordana w finałach, jak nikt wcześniej.

Wszystkiego najlepszego legendo.

Foto. Jonathan Daniel /Allsport