Nikola Jokić w młodości borykał się z problemem, który stanowił dla niego barierę. Mimo dobrych warunków fizycznych nie imponował muskulaturą

Nie był wyrzeźbiony, jak jego rówieśnicy grający w koszykówkę. Nie był też najszybszym graczem na parkiecie. Jego ciało było dalekie od ideału i z tego powodu spotkało go wiele przykrości, m.in. ze strony asystenta drużyny, w której występował, o czym wspomniał Mike Singer w książce „Czemu tak serio? Nikola Jokić. Nieznana historia mistrza NBA”:

„Nikola zawsze odbiegał swoją posturą od reszty drużyny. Był wyższy od pozostałych, ale także cięższy. Kiepskie nawyki żywieniowe na pewno nie pomagały, podobnie jak awersja do treningów.

Gabaryty Jokicia odgrywały istotną rolę w tym, co sądzili o nim przeciwnicy oraz łowcy talentów. Nie przypominał kogoś, kto może w niedalekiej przyszłości odnieść sukces w zawodowym sporcie. Wpływało to nie tylko na jego ocenę w oczach innych, lecz także na to, jak sam siebie odbierał.

Jak każdy nastolatek, Nikola był, zdaniem Isidora Rudicia, wyczulony na temat własnego ciała. Zaczął zwracać na to uwagę w sezonie 2010/11, gdy u jego kolegów zaczęła się pojawiać muskulatura, a on wciąż był pulchny.

W trakcie tamtych rozgrywek Jokić czekał z przebraniem się w strój koszykarski, aż wszyscy koledzy udadzą się już na salę i zostanie sam w szatni. Miał wtedy 15 lat. Nietrudno wyobrazić sobie, że okres dojrzewania, szalejące hormony i wygląd jego ciała miały olbrzymi wpływ na jego samoświadomość. Jeśli chodzi o rozwój fizyczny, był nieco w tyle za kolegami.

Rudić opowiadał, jak jeden z jego asystentów przekroczył granicę przed jednym z domowych spotkań tamtych rozgrywek. Gdy Jokić przebierał się przed wyjściem na parkiet, asystent zaczął drwić z jego ciała.

– Cycki i brzuch, rzucił.

– Cycki i brzuch.

Nikola wyszedł z szatni i udał się wprost na ławkę, a łzy na pływały mu do oczu. Gdy jego trener dowiedział się, co zaszło, krew aż się w nim zagotowała. Zabronił asystentowi wchodzić do szatni i rozmawiać z Jokiciem.

– To palant – mówił Branislav. – Przez te jego szyderstwa mu siałem odseparować Nikolę od niego.

Wspomniany asystent trenera mieszkał w tym samym budynku, co Jokiciowie, więc często widywał rodzinę.

– Ostrzegłem go, że dam mu łupnia, jeśli dalej będzie się tak zachowywał – opowiadał Branislav. – Wiele lat później latał do mediów i opowiadał, że był pierwszym trenerem Nikoli. Powiedziałem: »Nie wspominaj nawet o mojej rodzinie«.

Według Rudicia jego asystent na tym nie poprzestał. Był fanem Partizana i po tym, jak szydził z Jokicia, załatwił zawodnikom klubu udział w tamtym nieudanym obozie w Zlatoborze.

Co więcej, usiłował przypisać sobie zasługi odkrycia Nikoli, a następnie wykorzystać swoje związki z nim w rozmowach z innymi graczami. W rzeczywistości w zasadzie nie miał wpływu na rozwój późniejszego trzykrotnego MVP sezonu zasadniczego NBA. Jedynie go hamował.

To, co zrobił tamten szkoleniowiec, było odrażające, lecz postura Jokicia rzeczywiście ograniczała jego boiskowe poczynania.

– Wszystko to pomogło Nikoli w próbowaniu nowych rzeczy w ataku i obronie, uważał Isidor Rudić.

Inaczej podchodził do meczów. Wyłapywał nawyki ofensywy rywali, podejmował przemyślane ryzyko w oparciu na znajomości typowych zagrań przeciwników. Wyszukiwał elementy, w których mógł łatwo osiągnąć przewagę.

Drużyna z Jokiciem na centrze wypracowała grę strefą, która miała maskować jego niedoskonałości w defensywie. Rudić wiedział, że Nikola nie jest zbyt zwrotny. Ta taktyka pozwoliła mu grać efektywnie w obronie, zbierać piłkę z tablicy i rozpoczynać atak. Przy grze strefą przynajmniej teoretycznie był chroniony. Wszystko to uruchomiło kolejny kluczowy element charaktery styki Nikoli: jego inteligencję. Gdy tylko Isidor przedstawiał podstawowe założenia, Jokić od razu zadawał dociekliwe pytania:

Kto w takim przypadku rotuje? Kto odpowiada za przejęcie?

Podczas gdy reszta graczy usiłowała rozgryźć podstawy obrony strefowej, Jokić studiował już jej niuanse. Oczywiście jak tylko zebrał piłkę, wszystko było możliwe. Mógł poprowadzić szybki atak, mógł wykonać podanie przez cały parkiet. Zdarzało się też tak, że nie nadążał za grą.

– Po podaniu zaczynał biec w stronę atakowanego kosza, ale bywało tak, że my już zdążyliśmy zdobyć punkty, więc reszta chłopaków wracała do obrony, a Nikola wciąż jeszcze zmierzał pod kosz rywali, opowiadał Isidor.

Nikolę trapiły autentyczne ograniczenia, ale odczuwał również takie, które sam sobie narzucił. Jego upartość, uwidaczniająca się w opuszczaniu treningów czy w podawaniu jedną ręką przenosiła się także na mecze. Jeśli ktoś z trybun coś sugerował, można było się spodziewać, że on zrobi coś kompletnie przeciwnego, tylko po to, żeby pokazać, jak bardzo nie dba o to, co mówią inni. Jeśli na przykład usłyszał, że ma walczyć w ataku, ostentacyjnie nie ruszał się z miejsca i czekał na to, co się wydarzy.

W trakcie jednego z domowych spotkań ojciec Nikoli zdobył się na pewną krytykę, gdy jego syn przygotowywał się do wykonania rzutów wolnych. Rzucaj wyższym łukiem, powiedział. Jokić nie był jednak zainteresowany sugestiami ojca.

– Oba rzuty oddał tak wysokim łukiem, że niemal zahaczył piłką o sufit hali – opowiadał Branislav.

– Od tamtej pory reagowałem trochę spokojniej. Wiecznie buntujący się Jokić wolał grać na własnych zasadach. I tak też robił”.

Książki koszykarskie, biografie koszykarzy i publikacje o NBA m. in. „Czemu tak serio? Nikola Jokić. Nieznana historia mistrza NBA” jest dostępne są na www.labotiga.pl

Serb nie poddał się w obliczu krytyki i szedł własną drogą. Jokić nie pozwolił, by jego ciało i złośliwa krytyka dyktowały jego przyszłość. Zaczął wykorzystywać wszystkie swoje atuty i każdy kawałek parkietu, by stać się najlepszą wersją siebie. Obrany przez niego kierunek okazał się słuszny. Talent Nikoli rozkwitł, a po przenosinach za ocean stał się jedną z największych gwiazd NBA, mimo że nie wszyscy widzieli w nim przyszłego mistrza.

Geniusz „Jokera” polegał na tym, że nie dał się zamknąć w schematach. Nikt ani nic nie było w stanie ograniczyć jego potencjału. Jokić miał coś, czego nie można było zmierzyć – unikalną koszykarską mądrość.

Sylwetka atlety nie było mu potrzebna, by podbić rozgrywki w Serbii, Ligę Adriatycką NBA. Nikola Jokić pokazał, że w koszykówce mecze wygrywa się głową, a nie mięśniami.

FOTO: Jokicnikolaofficial/Instagram