Józef Wandzik należał do grona bramkarzy, którzy w latach 80. i 90. stali między słupkami bramki piłkarskiej reprezentacji Polski.
Na początku kadencji Wojciecha Łazarka rywalizował o miejsce w bramce z Jackiem Kazimierskim.
Wandzik wielokrotnie ratował wynik meczu Biało-Czerwonych, jak np. w Bydgoszczy przeciwko Rumunii, gdy jego interwencje pozwoliły zachować remis. Potrafił grać z kontuzją, jak w pamiętnym meczu na Wembley w 1989 roku, gdzie przez większość spotkania bronił z urazem łokcia. Do 89. minuty zachował czyste konto, ale wtedy popełnił błąd – był źle ustawiony przy strzale Beardsleya w „krótki” róg.
– Byłem pewny, że będzie podawał – tłumaczył później.
Bywał też obiektem krytyki – po zimowej kontuzji niektórzy koledzy klubowi nie wypowiadali się o jego formie z uznaniem. Mimo to selekcjonerzy wciąż widzieli w nim człowieka trzymającego wysoki poziom w bramce. W meczach towarzyskich z Francją czy podczas rywalizacji z Jarosławem Bako w eliminacjach mistrzostw Europy Wandzik udowodnił, że wciąż był w stanie bronić pewnie i z wyczuciem. Poza tym jego szczerość bywała ujmująca – po jednym z meczów ligowych rzucił:
– Do pioruna. Mnie już po 20 minutach ręce odpadają, a co dopiero jest z tymi, co biegają…
W karierze Józefa Wandzika świetne interwencje przeplatały się z wpadkami, ale one są wpisane w zawód bramkarza. Wychowanek Rodła Górniki przez lata pozostawał w gronie najlepszych golkiperów w Polsce. Umiejętnie łączył sportową ambicję ze szczerością, i właśnie to sprawiło, że wielu kibiców go lubiło. Wandzik nie ukrywał swoich słabości i często wracał do bramki gotowy na kolejne wyzwania.
Cytaty pochodzą z książki „Remanent 5. Mecz to jest poezja” Jerzego Chromika, która ukazała się w serii SQN Originals i jest dostępna w największej internetowej księgarni sportowej www.labotiga.pl