Kiedy Maciej Żurawski trafił do Wisły Kraków, niewielu przypuszczało, że stanie się jednym z jej najlepszych strzelców w historii. Słynny „Żuraw” początki miał trudne – zagubiony, przytłoczony kwotą transferu i niepewny swojej pozycji, przez pierwsze miesiące częściej schodził z boiska w cieniu niż w blasku reflektorów, o czym wspomniał Mateusz Miga w książce „Wisła Kraków. Sen o potędze”:
– Na motocyklu rozładowywał stres, a miał go, szczególnie na początku przygody z Wisłą, co niemiara. „Ciążyła mi ta kwota. Dwa miliony marek – to zwalało z nóg. Wiedziałem, że jestem najdroższym piłkarzem w lidze i rozumiałem, jakie oczekiwania się z tym wiążą”, mówi. Orest Lenczyk dał mu kilka szans w ataku, ale gdy zawodził i częściej marnował, niż wykorzystywał nadarzające się okazje, był przerzucany na inne pozycje. Grał raz na prawym, raz na lewym skrzydle. „W końcu zaczęły pojawiać się pomysły, by mnie oddać, wypożyczyć albo wymienić na innego piłkarza”, wspomina. Plan wymiany Żurawia na Mariusza Śrutwę, który w tym samym czasie nie potrafił poradzić sobie w Legii Warszawa, nigdy nie wyszedł poza fazę wstępnych rozmów.
Dopiero gdy trenera Lenczyka zastąpił Adam Nawałka, napastnik „zaczął podnosić głowę”. Potem nadszedł czas Franciszka Smudy, ale prawdziwy przełom dla snajpera pochodzącego z Poznania nastąpił za Henryka Kasperczaka:
– Jego przyjście to było najlepsze, co mogło mi się przytrafić. Trener dał mi na boisku pełną swobodę – mówi Żurawski. W ciągu czterech sezonów zdobył dla Wisły 124 bramki. – Gdy rozpoczynał się mecz, po prostu wiedziałem, że strzelę bramkę. Nie było to nerwowe wyczekiwanie, na zasadzie: „Kiedy wreszcie będzie ta okazja? Pełen spokój. Drużyna działała jak automat, wszyscy czuliśmy całkowi tą pewność siebie. Porażki nie braliśmy pod uwagę”, przekonuje. Jego firmowym zagraniem było zejście do środka, nawinięcie środkowych obrońców i strzał z linii pola karnego. Rozmontowywał w ten sposób defensywy od Radzionkowa po Rzym.
Żurawski strzelał dla Białej Gwiazdy gole na wszelkie możliwe sposoby. Poza boiskiem potrafił otwarcie mówić o problemach klubu ze stolicy Małopolski. To on, obok Marcina Baszczyńskiego i Tomasza Frankowskiego, poszedł do Janusza Basałaja, żeby porozmawiać z nim na temat trenera Vernera Lički:
– Prezesie, my ch**a gramy. Prezesie, my z tym trenerem niczego nie osiągniemy.
Jego druga przygoda z Wisłą nie była już tak udana. Trener Robert Maaskant częściej widział w nim zmiennika niż lidera, ale to właśnie w Krakowie „Żuraw” napisał najpiękniejsze rozdziały swojej kariery. Nieprzypadkowo znalazł się „złotej jedenastce” wiślaków obok Tomasza Frankowskiego i Pawła Brożka.
Gdy Biała Gwiazda dominowała w polskiej lidze i marzyła o sukcesie na arenie międzynarodowej, to właśnie Żurawski dawał jej gole. Jego liczby mówią same za siebie, ale to, co zapamiętali kibice przy Reymonta, to przede wszystkim naturalną łatwość do zdobywania bramek, pewność siebie i poczucie, że z nim na boisku Wisła miała przewagę nad rywalem na boisku.
Dziś 49. urodziny obchodzi Maciej Żurawski, którego trafienia i styl gry sprawiły, że w Krakowie powstała drużyna o ambicjach europejskich.
Wszystkiego najlepszego.
Książka sportowa „Wisła Kraków. Sen o potędze” ukazała się w ramach serii SQN Originals i jest dostępna w księgarni sportowej www.labotiga.pl