Nie sposób ustalić, kto pierwszy wpadł na pomysł, że mógłby to być Wojciech Szczęsny, który w czerwcu zakończył karierę, nie przedłużając kontraktu z Juventusem Turyn

W obliczu nieoczekiwanej kontuzji Marca-André ter Stegena, Barcelona stanęła przed trudnym zadaniem znalezienia klasowego bramkarza, który mógłby zastąpić Niemca między słupkami. Początkowo rozważano opcje mniej ryzykowne, jak pozostawienie Iñakiego Peñi na pozycji numer jeden, ale potem sztab Barcelony zdał sobie sprawę, że w tak kluczowym momencie sezonu potrzebują klasowego golkipera, dlatego pojawiło się nazwisko, które z miejsca stało się dobrym rozwiązaniem – Wojciech Szczęsny.

Polak, który wcześniej ogłosił zakończenie kariery, postanowił ją reaktywować i podjąć nowe wyzwanie w słonecznej Barcelonie, o czym napisał autor książki „Barça. Burzliwa dekada”:

„Po przerwie reprezentacyjnej Barcelona rozbiła w lidze 4:1 Gironę i 5:1 Villarreal w wyjazdowych spotkaniach, prezentując zjawiskowy futbol. Tuż przed przerwą tego drugiego meczu, rozegranego 22 września, ciężkiej kontuzji doznał Marc-André ter Stegen. Okazało się, że zerwał więzadła krzyżowe i być może nie zagra do końca sezonu. Flick, Laporta, Deco i jego prawa ręka Bojan Krkić oczywiście od razu zebrali się na naradzie sztabu kryzysowego, by zastanowić się, co w takiej sytuacji począć. Koncepcje były trzy.

Pierwsza – dotrwać do stycznia z Iñakim Peñą i kupić wtedy golkipera relatywnie młodego, który mógłby grać w Barcelonie przez kilka najbliższych lat, za jakiś czas zastępując ter Stegena – upadła ze względów finansowych.

Druga – żeby Peña dostał szansę do końca sezonu – była dosyć ryzykowna; w poprzednich rozgrywkach pod nieobecność ter Stegena bronił nieźle, ale nie rewelacyjnie i w 17 meczach puścił 32 gole, co znacznie przekraczało średnią Niemca. Ponadto z Peñą za plecami defensywa i cały zespół nie czuli się pewnie.

Zostawała więc koncepcja trzecia – należało od razu zakontraktować klasowego zawodnika. Barça w świetle prawa miała na to 30 dni. Artykuł 77 przepisów finansowych La Liga pozwala bowiem w przypadku odpowiednio ciężkiej kontuzji zawodnika zakontraktować w przeciągu miesiąca, bez czekania na okno transferowe, nowego futbolistę spośród graczy bez kontraktów, przy czym można mu płacić do 80 procent pensji kontuzjowanego, co nie wlicza się do limitu placowego.

Nie sposób ustalić, kto pierwszy wpadł na pomysł, że mógłby to być Wojciech Szczęsny, który w czerwcu zakończył karierę, nie przedłużając kontraktu z Juventusem Turyn. Być może Robert Lewandowski – przyjaciel polskiego golkipera od lat. W sumie nie ma to znaczenia, bo gdy nazwisko Szczęsnego już się pojawiło, od razu stało się jasne, że jest to idealne rozwiązanie kłopotów, że po prostu Wojtek musi wznowić karierę i dołączyć do Lewego.

W gronie kandydatów do gry w Barcelonie zostało wymienionych całkiem sporo bezrobotnych wówczas bramkarzy: Jordi Masip, Antonio Adán, Édgar Badía, Loris Karius czy Claudio Bravo. Wszyscy oni jednak prezentowali z grubsza poziom Iñakiego Peñi, więc operacja mijałaby się z celem. Jedynym poważnym rywalem dla Szczęsnego był Keylor Navas, bramkarz Realu Madryt w latach 2014–2019. Tyle że szczyt jego formy już dosyć dawno minął, w sezonie 2023/24 zagrał w PSG raptem sześć razy.

Co innego Szczęsny. On wprawdzie ostatni mecz rozegrał podczas finałów mistrzostw Europy dla reprezentacji Polski, ale decyzję o zakończeniu kariery podjął później, gdy okazało się, że Juventus sprowadził nowego bramkarza i jego przyszłość w jedenastce Starej Damy jest niepewna. Ale choć Włosi kazali mu trenować indywidualnie i wysyłali do domu, uczciwie przepracował prawie cały okres przygotowawczy, by dopiero tuż przed rozpoczęciem nowego sezonu podjąć decyzję o końcu kariery.

Hansi Flick po przeanalizowaniu wszystkich kandydatur jasno zadeklarował, że sens ma tylko sprowadzenie Polaka. Dlatego też Deco po prostu musiał skontaktować się naszym zawodnikiem oraz jego agentem i zaoferować im umowę do końca sezonu.

30 września Wojtek wsiadł w Maladze do wysłanego po niego samolotu, stawił się w Ciudad Condal, dogadał z Deco szczegóły umowy i obejrzał mecz Ligi Mistrzów z Young Boys Berno. Następnego dnia zaś podpisał kontrakt i został nowym zawodnikiem Barçy, a cała Polska oszalała. Dlaczego to zrobił? Cóż, Barcelonie się nie odmawia. Podjętą latem decyzję o zakończeniu kariery tłumaczył chęcią spędzenia większej ilości czasu z rodziną. Jego ciało nie odmawiało jeszcze posłuszeństwa, nie chciał natomiast grzać ławy w Juventusie ani obijać się gdzieś po prowincjonalnych boiskach.

Wyprowadził się do Hiszpanii, na Costa del Sol. Można wyobrazić sobie, że gdyby dostał ofertę z Manchesteru czy nawet Realu, ukochana żona Marina zgłosiłaby zastrzeżenia. Ale Barcelona? Przecież życie w niej jest bardzo przyjemne. Pod względem tego, co może zaoferować mieszkańcowi, stolica Katalonii znajduje się bez wątpienia w ścisłej czołówce światowej. Jest morze, jak w Marbelli, a ponadto cała rodzina Szczęsnych od dawna przyjaźni się z rodziną Roberta Lewandowskiego.

W meczach z Young Boys i Alavés – ostatnim przed reprezentacyjną przerwą – zagrał Peña. Wszyscy drżeliśmy z niecierpliwości, by w końcu zobaczyć Szczęsnego w bramce Barçy, ale także 20 października, w starciu z Sevillą, między słupkami stanął Hiszpan. I tak mijały kolejne tygodnie, a bronił – na ogół bardzo dobrze – Peña. Atmosfera wokół Szczęsnego zrobiła się kiepska po tym, jak został sfotografowany w szatni z papierosem w ręku, podniosły się też głosy, że do końca sezonu nie wstanie z ławki, ewentualnie zagra tylko w Pucharze Króla. Polski bramkarz, jak to on, w ogóle się tym nie przejmował, pracował na treningach, oswajał się z kolegami, szkolił w boiskowej komunikacji z obrońcami. Wiedział, że jego czas nadejdzie”.

Książka o piłkarzach „Barça. Burzliwa dekada” jest dostępna na www.labotiga.pl

Wojciech Szczęsny to bramkarz, który swoim doświadczeniem i umiejętnościami zyskał szacunek w Barcelonie. Polak pokazał, że nie boi się nowych wyzwań, i choć początkowo nie był w pierwszym składzie drużyny Hansiego Flicka, to dzięki pewności siebie na treningach wywalczył sobie pozycję pierwszego bramkarza Barçy.

Czasami nawet po zakończeniu kariery można znaleźć nowe możliwości – szczególnie, gdy chodzi o klub, który kusi swoją historią.