Mundial w Hiszpanii to czas, w którym na mecze Polaków przyjeżdżają autokary pełne kibiców

Dariusz Szpakowski w swojej książce przygotowanej z Przemysławem Rudzkim „Wita państwa Dariusz Szpakowski” pisze:

„Mundial w Hiszpanii to czas, w którym na mecze Polaków przyjeżdżają autokary pełne kibiców, a do kraju wracają puste. Ludzie podejmują dramatyczne decyzje, zostają na obczyźnie. Nie da się zadzwonić z Polski za granicę i z zagranicy do Polski, bo ze względu na stan wojenny telefony nie działają. Mogę nadawać korespondencje tylko dzięki naszemu specjaliście od łączności, Bogdanowi Tworkowi. Piłkarze reprezentacji wiedzą, że mamy łączność z krajem, więc przychodzą do nas, by porozmawiać z bliskimi i siłą rzeczy sporo dowiaduję się o ich życiu rodzinnym. Wprawdzie wychodzę wtedy z pokoju, by zostawić ich w samotności, ale kiedy opuszczają pomieszczenie, zaczynają schodzić z nich emocje, mają potrzebę, by się nimi z kimś podzielić:

– Wiesz, moja żona jest w ciąży, ale czuje się dobrze,

– Słuchaj, mam chorego ojca.

Znam kulisy funkcjonowania kadry, wiem, z jakimi problemami borykają się zawodnicy. Staję się poniekąd członkiem tej reprezentacji, stanowimy pewną całość.

Z bliska obserwuję, jak bardzo człowiek zmienia się pod presją wielkich oczekiwań. Po dwóch bezbramkowych remisach, z Włochami i z Kamerunem, gdy przed reprezentacją stanęło widmo odpadnięcia z turnieju, prasa wprost miażdży kadrę, pojawiają się paskudne komentarze:

– Co oni w ogóle grają?

– Co ten Boniek robi? Załatwił sobie Juventus i ma kadrę w dupie!

Stąd ten gest Zibiego po meczu z Peru, w którym podbiega do trybuny i pokazuje wała, słynny wcześniej na cały świat gest Kozakiewicza.

Jedynymi dziennikarzami, którzy nie krytykują zespołu, jesteśmy Janek i ja. Ciszewski ma niebywały wpływ na kadrę. Kiedy przyjeżdża do hotelu, rozładowuje atmosferę, żartuje, piłkarze go kochają. W La Coruñi odbywa długą rozmowę z Piechniczkiem, który jest kłębkiem nerwów – stres zżera go od środka, choć może to zobaczyć tylko ten, kto patrzy z tak bliska. Selekcjoner waha się, kogo wystawić w pierwszej jedenastce. Janek sugeruje Piechniczkowi wpuszczenie na boisko Ciołka i Kupcewicza. Ja się nie wtrącam, nie wypada mi, tylko się przysłuchuję. I dostrzegam szacunek, jakim trener darzy doświadczonego komentatora.

Mimo młodego wieku mam niepowtarzalny kontakt z tą drużyną. Władek Żmuda daje mi swój dres Adidasa, co w 1982 roku jest niesamowitą zdobyczą. Nawet ochrona traktuje mnie na równi z kadrowiczami, dzięki czemu na przykład po naszym »zwycięskim remisie« z ZSRR, gdy już wiadomo, że będziemy walczyć o medale, jako jedyny dziennikarz mogę wsiąść do autokaru Polaków. To wyjątkowo emocjonująca chwila. Pojazd stoi nie przy Camp Nou, ale nieco dalej, ze względu na podejrzenia, że ETA, ugrupowanie baskijskich separatystów, może dokonać zamachu. Kiedy ruszamy, piłkarze zaczynają śpiewać, świętować, a ja to nagrywam.

Jestem świadomy, że przestaję być postronnym obserwatorem zdarzeń, bo znam kulisy kadry. Może dlatego chcę uświadomić piłkarzom, jak ważne są ich zwycięstwa dla rodaków, przekonać ich, że w tym trudnym politycznie czasie każdy triumf reprezentacji smakuje podwójnie. Jestem zły, kiedy do Hiszpanii przylatuje Włodzimierz Reczek, prezes PZPN, i nie przywozi naszym chłopakom telegramów z wyrazami wsparcia, które masowo napływają do telewizji. Nadbagaż niewielki, a tak wielka możliwość pokazania zawodnikom, jak bardzo ludzie są z nimi, jak ich wspierają i ile znaczy ich sukces w Polsce”.

Autobiografia legendarnego komentatora Dariusza Szpakowskiego„Wita państwa Dariusz Szpakowski” jest dostępna w księgarni sportowej www.labotiga.pl

Foto: PAP/Łączy nas piłka