Radosław Sobolewski w Wiśle Kraków nie potrzebował czasu na aklimatyzację.

Radosław Sobolewski w Wiśle Kraków nie potrzebował czasu na aklimatyzację. Wszedł do drużyny wiślaków praktycznie z marszu i od razu stał się jednym z jej fundamentów. Na boisku nie był piłkarzem od technicznych fajerwerków, tylko od brudnej roboty.

Jego boiskową zadziorność najlepiej oddaje historia z czasów gry w Dyskobolii Grodzisk Wielkopolski, o której wspomniał Sebastian Mila w rozmowie z Mateuszem Migą, autorem książki o piłce nożnej i ekstraklasie „Wisła Kraków. Sen o potędze”:

„W pewnym momencie meczu z Herthą Berlin Sebastian postanowił się wykazać i powalczyć o górną piłkę. Miał pecha, bo Sobolewski zrobił to samo, oczywiście zgarnął futbolówkę, demolując przy okazji niemieckiego rywala i Milę. Po chwili stanął nad leżącym kolegą z drużyny:

– Młody, nie wpier***aj się, jak maszyna pracuje – syknął i wrócił do gry, a raczej zakasał rękawy i wrócił do roboty. Bo Sobolewski to szeryf w szatni i na boisku”.

W Białej Gwieździe Sobolewski stał się głosem drużyny w trudnych momentach, zwłaszcza w relacjach z rumuńskim szkoleniowcem Danem Petrescu:

„Niedługo przed zwolnieniem Petrescu zebrał drużynę na boisku treningowym. Chodził od piłkarza do piłkarza z pytaniem, co jest nie tak; po raz pierwszy postanowił wysłuchać, co mają do powiedzenia. Niby liczył na szczerość, ale był jak bomba zegarowa, czekał na dobry moment, by wybuchnąć.

Podniósł się Radosław Sobolewski:

– Trenerze, my po prostu nie wiemy, co mamy grać, jak biegać, jak się poruszać”.

Wychowanek Jagiellonii Białystok brał na swoje barki ciężar gry Wisły, kiedy jej nie szło, jak np. w pamiętnym meczu wyjazdowym z Panathinaikosem w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów, w którym zdobył bramkę kontaktową:

„Dla Wisły był to mecz straconych szans. Marek Zieńczuk miał tego wieczoru cztery sytuacje bramkowe, nie wykorzystał żadnej. Przez godzinę utrzymywał się wynik bezbramkowy, nagle, w ciągu trzech minut, Grecy strzelili dwa gole. A jednak na 12 minut przed końcem Wisła raz jeszcze podniosła głowę i wróciła do walki. Kontaktową bramkę niesamowitym strzałem zdobył Radosław Sobolewski.

– Strzał za parę milionów, he, he, he – emocjonował się Jacek Gmoch, komentujący spotkanie w telewizji.

Było blisko, ale potem okazało się, że strzał ten, choć piękny, nie był wiele warty. W 86. minucie, przez ułamek sekundy, Wisła była w raju. Piłkę do bramki Panathinaikosu wepchnął Marek Penksa, jednak Mike Riley gola nie uznał. Dlaczego? Nie wiadomo do dziś, bo po meczu Anglik nie chciał rozmawiać z przedstawicielami Wisły.

– Prawdopodobnie odgwizdał mój faul na zawodniku gospodarzy. Zastawiałem obrońcę, by piłka trafiła do Penksy. Wątpię jednak, by było tam jakiekolwiek przewinienie, mówi Marcin Kuźba.

Grecy natychmiast wznowili grę, wyprowadzili szybką akcję, Dimitris Papadopulos łatwo ograł Kłosa i doprowadził do remisu w dwumeczu. W ten sposób z 2:2 zrobiło się 3:1 dla gospodarzy

– Do sędziego największe pretensje mam o to, że pozwolił wznowić grę, nim się do tego przygotowaliśmy. Wciąż cieszyliśmy się z gola, gdy Grecy już zaczynali akcję. Arbiter nie wyjaśnił, co dokładnie się stało, nie poczekał, aż się ustawimy. Ta jedna sytuacja jednoznacznie zaważyła na tym, że nie awansowaliśmy do Ligi Mistrzów. Bramka Penksy była zdobyta prawidłowo. A poza tym wcześniej sędzia nie zauważył ewidentnego faulu na Kuźbie w polu karnym Greków, mówi Engel”.

Sobolewski w barwach Wisły zdobył 14 bramek we wszystkich rozgrywkach w czasach Tele-Foniki, co jak na defensywnego pomocnika było solidnym dorobkiem. Ważniejsze od statystyk było jednak to, że drużyna z nim w składzie funkcjonowała jak dobrze naoliwiona maszyna.

Radosław Sobolewski w historii Wisły Kraków zapisał się jako piłkarz charakterny. Jego nieustępliwość i żelazne płuca robiły różnicę w starciach z groźnymi rywalami.

Książka sportowa „Wisła Kraków. Sen o potędze” ukazała się w serii SQN Originals i jest dostępna w księgarni sportowej www.labotiga.pl