Jak to było z tym odrzuceniem Roberta Lewandowskiego przez Legię Warszawa, gdy napastnik zaczął błyszczeć w Zniczu Pruszków?

Jak to było z tym odrzuceniem Roberta Lewandowskiego przez Legię Warszawa, gdy napastnik zaczął błyszczeć w Zniczu Pruszków? Dziś wszyscy pamiętają to przede wszystkim jako jednoosobową decyzję Mirosława Trzeciaka. Sebastian Staszewski w książce sportowej „Lewandowski. Prawdziwy” udowadnia, że sprawa była zdecydowanie bardziej złożona.

„Trzeciak najpierw zadzwonił do Muchy-Orlińskiego.

– Mówił wprost, nie kręcił. Powiedział, że wolą napastnika z Hiszpanii i jak go wezmą, to zrezygnują z Roberta – twierdzi prezes Znicza.

Niedługo później był kolejny telefon. I słowa będące do dziś symbolem nieudolności: «Możecie sprzedawać Lewandowskiego, my mamy Arruabarrenę»”.

Wielu takie przedstawienie faktów w zupełności by wystarczyło. Staszewski podczas prac nad nieautoryzowaną biografią Roberta postanowił jednak pójść kilka kroków dalej i zbadać sprawę dokładnie. To, co ustalił, rzuca nieco więcej światła na złożoność decyzji o odrzuceniu przyszłej gwiazdy światowego futbolu.

Powodem takiej, a nie innej decyzji Trzeciaka okazał się fakt, że Lewandowskiego w zespole nie widział ówczesny trener legionistów, Jan Urban. Skonfrontowany z tą tezą obecny selekcjoner reprezentacji Polski przyznaje w książce: „Mieliśmy Chinyamę, naszą gwiazdę, który został królem strzelców, ale chcieliśmy dołożyć mu rywala. Potrzebowaliśmy kogoś doświadczonego, kto od razu powalczy o skład. Poza tym zazwyczaj graliśmy na jednego napastnika. Nie widzieliśmy przestrzeni dla kogoś takiego jak Robert”.

Jak się okazuje, kolejną cegiełkę do niechlubnej decyzji dołożył… Cezary Kucharski. Staszewski w książce cytuje Leszka Miklasa, ówczesnego prezesa Legii, który przyznaje wprost: „Ten deal zabiła prowizja, jaką chciał dostać Kucharski”. Autor precyzuje w książce, jakie były oczekiwania agenta: „Miało chodzić o kilkaset tysięcy złotych i procenty od kolejnej transakcji. Gdy prezes Mariusz Walter poznał te warunki, podobno o mało się nie zakrztusił”, czytamy w biografii.

Co ciekawe, skonfrontowany z tymi informacjami Lewandowski podczas rozmowy z Sebastianem Staszewskim na potrzeby książki mówi, że… wcale nie chciał iść do Legii. „Jej oferty w ogóle nie brałem pod uwagę. Nie chciałem tam iść. Kierowałem

się instynktem, nie pieniędzmi”, a do tego dodaje, że skusić próbował go wówczas również… obecny szef PZPN, wtedy prezes Jagiellonii Białystok.

„Cezary Kulesza mówił mi na przykład, że jak pójdę do Jagiellonii, to dostanę segment w Warszawie i że czasem będę mógł polecieć do stolicy helikopterem. Ale to mi nie imponowało. Podobnie jak zainteresowanie klubu ze stolicy”, czytamy w „Lewandowski. Prawdziwy”.

Czy przez piłkarza przemawiał żal po tym, jak został potraktowany w 2006 roku, gdy był piłkarzem rezerw Legii Warszawa, ale złapał kontuzję i nie zaproponowano mu umowy? To był jeden z trudniejszych momentów w karierze Roberta, gdyż był bliski nawet decyzji o skończeniu z futbolem. Sebastian Staszewski udowadnia, że wówczas również sprawa było zdecydowanie bardziej skomplikowana, niż wszystkim się wydaje…

O tym jednak przeczytacie już w książce „Lewandowski. Prawdziwy”, która cały czas utrzymuje się na liście bestsellerów. Zamów już teraz w największej internetowej księgarni sportowej www.labotiga.pl

Fot. Piotr Kucza/FotoPyk