Sombor to bańka Jokicia, miejsce niezwykle odległe od zgiełku i obowiązków życia w NBA.

W świecie NBA, w którym codzienność wyznacza presja, blask fleszy i nieustanny pęd za sukcesem, rzadkością jest spotkać kogoś, kto z równą łatwością znika z centrum wydarzeń, jak do niego trafia. Nikola Jokić – gwiazdor Denver Nuggets z duszą zwykłego chłopaka z Somboru – żyje według własnego rytmu, co bardzo urzekło Gary’ego Harrisa, który dzielił szatnię z „Jokerem” i zajrzał za kulisy jego świata. Ich przyjaźń to nie tylko historia dwóch koszykarzy, ale opowieść o autentyczności, zaufaniu i miejscu, gdzie spokój znaczy więcej niż splendor, o czym napisał Mike Singer w książce „Czemu tak serio? Nikola Jokić. Nieznana historia mistrza NBA”:

„Gary Harris miał nieoczywiste, ironiczne poczucie humoru, które odróżniało go od większości partnerów z drużyny. Był cichy, lecz pewny swego. Skromny, lecz utalentowany. Był jednym z filarów szatni Denver.

To także jeden z najbliższych kolegów Jokicia, jeśli chodzi o amerykańskich graczy zespołu, i nie miało to nawet wielkiego związku z ich wspólną grą.

Gdy trenerzy mieli problem z dotarciem do Jokicia, zwracali się do Harrisa, by to on spróbował trafić do Serba. Harris wiedział jednak, że to na nic. Jeśli Jokić nie miał na coś ochoty, Harris i tak nie byłby w stanie go przekonać.

Tych dwóch połączyła swoista solidarność, jeszcze zanim Harris poleciał latem za ocean, by wziąć razem z Jokiciem udział w sponsorowanej przez NBA imprezie o nazwie Koszykówka bez Granic, odbywającej się w Belgradzie. Chęć, by się tam udać, była ze strony Harrisa swego rodzaju inwestycją w ich relacje. Jeszcze więcej mówiło o nich to, że Jokić ochoczo oprowadził później kolegę po swoim rodzinnym mieście, które tak uwielbiał.

Sombor to bańka Jokicia, miejsce niezwykle odległe od zgiełku i obowiązków życia w NBA. W Somborze generalnie mógł być sobą. Gdy wpuścił Harrisa do tego świata, był to sygnał, jak bardzo ceni ich przyjaźń.

– Nie traktują go tam jak Nikolę Jokicia – megagwiazdę, ale jak Nikolę – dzieciaka stąd, który zajada się owocami, chodzi sobie po okolicy boso i zagląda do koni, mówił Harris.

Harris dostrzegł, jak proste jest życie z dala od obiektywów kamer towarzyszących graczom NBA. To sprawiło, że spojrzał na Jokicia z zupełnie nowej perspektywy. Wszystko nabierało sensu. Jokić wiedział, kim jest, po części dzięki temu, skąd przybył.

W trakcie spacerów przez centrum miasta czy zajadania się tradycyjnym miejscowym daniem – potrawką z ryby z nutką paprykarza – na nabrzeżu, gdzie dorastał Jokić, Harris dowiedział się o nim znacznie więcej niż ze wspólnej gry na parkiecie.

Zrozumiał, czemu Nikola tak twardo stąpa po ziemi.

Harris żartował, że biorąc pod uwagę to, jakiego kalibru graczem był już Serb w 2018 roku, nie było powodu, by nie miał modelu butów sygnowanych swoim nazwiskiem czy całej serii reklam ze swoim udziałem na koncie.

– Ale to nie w jego stylu, mówił Harris.

I choć w końcu i te dwie rzeczy osiągnął, nigdy nie pozwolił, by materialne zdobycze przyćmiły to, kim naprawdę jest.

Harris najbardziej zachwycał się jego autentycznością. Mecze, choć były ważne i zapewniały mu środki do życia, nie definiowały go jako człowieka. Gdy Harris pomyślał o czasach, kiedy Jokić skończy już karierę, nie musiał wcale wyobrażać sobie widoku stajni, w których przyjaciel będzie spędzał czas, ani rzeki w Somborze, nad którą będzie przebywał w słoneczne dni.

Widział je na własne oczy.

– Wróci do Serbii i będzie wiódł wspaniałe życie… Już to zresztą robi, stwierdził.

Harris cenił to, że Jokić żyje według własnych zasad. To inny gatunek megagwiazdy, która wie, kim jest, i nie zamierza pozwolić, by pieniądze czy sława to zmieniły.

– Wiele osób sądzi, że to tylko na pokaz, że to wszystko jest nieprawdziwe – uważa Harris. – Nie, on po prostu taki jest… Uczestniczy w swoich własnych zawodach i namawia innych, by do niego dołączyli. Nie tylko na parkiecie, ale i w życiu.

Harris podkreślał, że Jokicia zdecydowanie należy stawiać za przykład.

– Jest niczym brat z innej matki, stwierdził.

Spokój, na jaki Jokić mógł liczyć w swoim rodzinnym mieście, kontrastował z chaosem, jaki towarzyszył mu w Belgradzie. Tam, jak relacjonował Harris, wszędzie proszono go o zdjęcia i autografy. Ich ochroniarze, znani lepiej jako bracia Jokicia, zapewniali zawodnikom trochę przestrzeni.

– Nikt im, ku**a, nie skoczy, mówił Harris”.

Biografia koszykarska „Czemu tak serio? Nikola Jokić. Nieznana historia mistrza NBA” jest dostępna na www.labotiga.pl