Glik nigdy nie zaakceptował przywództwa Lewandowskiego

Robert Lewandowski przyjedzie na zgrupowanie reprezentacji Polski we wtorek, dzień później niż jego koledzy. To nie pierwsza taka sytuacja, a jak czytamy w książce Sebastiana Staszewskiego „Lewandowski. Prawdziwy”, specjalne traktowanie kapitana biało-czerwonych było podstawą napiętych relacji na linii Lewy – Kamil Glik.

Fragment książki sportowej:

Glik nigdy nie zaakceptował przywództwa Lewandowskiego. Nie podobało mu się jego specjalne traktowanie (na przykład to, że Robert, jako jeden z nielicznych zawodników, miał bilety samolotowe kupowane w klasie biznes, czy też to, że tuż przed Euro dostał kilka dni wolnego i pojechał do swojej mazurskiej willi), miał także poczucie, że po zwycięstwach całą chwałę zgarniał napastnik, z kolei po porażkach gwiazdor winę przerzucał na drużynę.

Lewandowski i Glik są całkiem inni. Robert sprawia wrażenie idealnego zięcia, spokojnego i ułożonego. Prostolinijny Kamil je, na co ma tylko ochotę, lubi napić się wódki i nie przejmuje się wskazówkami doradców od wizerunku. Gładki jak szkło wizerunek kapitana go drażnił. Siedzący w szatni obok defensora koledzy nie raz słyszeli, jak przekazywane zespołowi przez Lewego uwagi kwitował soczystym: „Niech już skończy pier*olić”.

W pewnym momencie stoper AS Monaco przestał kryć się ze swoją niechęcią. Gdy Robert coś mówił, wywracał oczami, na Twitterze lajkował negatywne opinie wobec snajpera, wypowiadał się o nim bardzo ostro w prywatnych rozmowach. Gdy tygodnik „Piłka Nożna” wybrał Lewandowskiego Piłkarzem Roku 2017 – mimo że to Glikowi udało się zdobyć mistrzostwo Francji i awansować do półfinału Ligi Mistrzów – rzucił zawistnie: „Cały czas go wybierają, tak jakby nikt poza nim nie istniał”.

Napięcie wielokrotnie próbował obniżyć Nawałka, ale jego zabiegi nie przynosiły skutku. Gdy w Turynie rozmawiał z Glikiem, słyszał pretensje, że „niektórzy są traktowani lepiej i nie muszą trenować”. Kiedy w Monachium rozmawiał z Lewym, ten tłumaczył, że stoper gra ze znacznie niższą intensywnością, więc nie jest tak zmęczony jak napastnik.

Mówiąc o tym, że niektórzy „nie muszą trenować”, Glik miał na myśli zajęcia, które Lewandowski – szczególnie w pierwszych dwóch, a czasem nawet trzech dniach zgrupowań – regularnie opuszczał. W czasie gdy jego koledzy szli na boisko, snajper Bayernu samotnie ćwiczył w siłowni, kręcił pedałami od rowerka lub leżał na stole u fizjoterapeuty. (…)

Kiedy więc Lewandowskiego brakowało, kadrowicze często pozwalali sobie na kąśliwe uwagi czy kpiny. Kilku reprezentantów zauważa coś jeszcze: gdy Robert już trenował, to często się nie przepracowywał.

– Niekiedy kazał mi iść na obieg. Biegłem więc, a gdy przychodziło do dośrodkowania, nagle okazywało się, że Lewego nie ma w polu karnym. Stał wciąż tam, gdzie odegrał mi piłkę – mówi ze śmiechem Wawrzyniak.

Pazdan dodaje:

– Czasami po prostu mu się nie chciało. Potruchtał, pomachał rękoma i szedł pod prysznic. Żartowaliśmy, że jak z nim grasz, to tak, jakbyś miał jednego mniej.

– Jak na to reagował Nawałka? – dopytuję.

– Patrzył w taki sposób, żeby tego nie widzieć.

Książkę Sebastiana Staszewskiego „Lewandowski. Prawdziwy” znajdziesz na www.labotiga.pl

Fot. Krystian Maj / KPRM