Recenzja książki „Gianluigi Buffon. Sztuka upadania”: pełna miłości, cierpienia, smutku, sukcesów, porażek, radosnych i mrocznych chwil

Z wypiekami na twarzy przystąpiłem do czytania biografii jednego z moich ulubionych piłkarzy. Po kimś kto rozegrał 26 sezonów w zawodowej piłce można było spodziewać się grubej, liczącej 500+ stron biografii. Buffon postawił jednak na ok. 350 stron – klasyka w przypadku tego gatunku literackiego. Objętość doskonała na urlop. Treść bardzo mocno koresponduje z tytułem, idealnie pasującym też do fachu golkipera. Mało kto upada i podnosi się tak często, jak robią to bramkarze. Ale książka Buffona to coś znacznie więcej niż relacja najlepszych parad, interwencji i obronionych rzutów karnych, które odmieniały losy meczu.

To „ponad-piłkarska” i ponadczasowa pozycja, w której każdy, niezależnie od tego jaką profesją para się na co dzień i jak mocno interesuje się futbolem, odnajdzie wiele życiowej mądrości. Lektura pomaga w nabraniu dystansu do pędu życia i świata, w których trwamy, a także do refleksji nad tym, co naprawdę jest najważniejsze (bo jak wszyscy tifosi Starej Damy wiedzą, ponad tym co najważniejsze, są zwycięstwa – jedyne co się liczy). Innymi słowy „Sztuka Upadania” wykracza i to zdecydowanie, poza sprawy czysto piłkarskie.

Wiele biografii piłkarzy, które przeczytałem napisanych było chronologiczne. To dość oczywisty schemat, który dla czytelnika jest logiczny i uporządkowany. Gigi również postawił na ten sprawdzony model, ale zdarza mu się przeskoczyć kilka lat do przodu, by potem wrócić do poprzedniego wątku. Choć doraźnie, w trakcie czytania, miałem poczucie chaosu, to jednak przekładając kolejne kartki, wszystko układa się w spójną narrację.

Buffon wykracza poza sprawy czysto piłkarskie, ale nie są to, jak nierzadko zdarza się w tym formacie, klasyczne dla piłkarzy tematy – samochody, imprezy kobiety i kolekcjonowanie drogich przedmiotów. Choć i tutaj włoski golkiper zaskakuje, gdyż opisuje, że stał się koneserem… malarstwa i sztuki współczesnej. Swoją miłość do obrazów Marka Chagalliego odkrył, gdy z pomocą klubowego lekarza i jednego z najlepszych przyjaciół oraz autorytetów – Gigiego Rivy – zdiagnozował u siebie stany lękowe i początki depresji.

Opowieść Buffona o swoim zdrowiu psychicznym jest wzruszająca i szczera do bólu. Bramkarz zabiera nas do najmroczniejszych zakamarków swojej duszy, co tylko dodaje książce charakteru i potęguje chęć jej dalszego czytania. Ponadto, ta relacja Gianlugiego, w mojej ocenie pokazuje, że słynna tyrada pewnego dziennikarza o tym, że presję to może czuć tylko pielęgniarka na onkologii czy samotna matka trójki dzieci, a nie zawodowy piłkarz, to jeden z największych farmazonów, jakie padły w piłkarskiej infosferze. Niestety, ale powielany przez wiele osób, które spłycając temat depresji, myślą, że jak zarabiasz miliony i wykonujesz pracę, którą kochasz, to jesteś skazany na wieczne szczęście.

Osobiście bardzo lubię te momenty czytania biografii, gdy mogę ponownie odświeżać sobie mecze i sytuacje, które właśnie wchłaniam z książki. Również i „Sztuka Upadania” wielokrotnie zabierała mnie w podróż do wspomnień, gdy widziałem te sytuacje na żywo, oraz wywoływała natychmiastową chęć ich ponownego zobaczenia w powtórkach. Nierzadko miałem gęsią skórkę, gdy Buffon w emocjonalny sposób opisywał swoje legendarne mecze w barwach Juve. Budziło się we mnie uczucie wewnętrznej dumy z bycia kibicem tego klubu.

Bardzo mocne były dla mnie wspomnienia, które bramkarska legenda, wywołała opisując siebie samego, gdy w 82’ roku oglądał, jako 4-latek mundial w Hiszpanii (wygrany przez Italię). Przypomniało mi to, gdy sam mając 4 lata, oglądałem rzuty karne w finale mundialu rozgrywanego w USA, Brazylia – Włochy. Nieszczęśliwie przegranego przez Squadrę Azzurra. Łzy i smutek Baggio utkwiły mi w pamięci jako jedno z pierwszych, świadomych wspomnień z dzieciństwa. Być może to wspomnienie miało dla mnie jakiś symboliczny wymiar, gdy w wieku 10 lat, zwyczajem z wildeckiego podwórka, nakazującym wybór reprezentacji, której się kibicuje na Euro, postawiłem na Włochy.

Gigi zgrabnie nadaje różnym sytuacjom i zrachowaniom emocjonalną symbolikę, jak jego powrót do Parmy w 2021 roku, który striggerowała piosenka usłyszana w radio, czy rozbicie szklanych drzwi po przegranym meczu pingpongowym z Simone Barone podczas mistrzostw świata w Niemczech. Zresztą, jego relacje z mundiali w Korei i Japonii 2002 oraz złotego, zwycięskiego u naszych zachodnich sąsiadów w 2006 roku, to zdecydowanie jedne z najlepszych fragmentów książki.

Podobnie jak te wątki, w których opisuje trenerów, z którymi miał okazję współpracować. A były to same tuzy – Sacchi, Trappattoni, Ulivieri Lippi, Conte, Allegri, Tuchel, Sarri… Anegdoty o Antonio Conte i Massimilliano Allegrim są genialne. We fragmentach o trenerach jest najwięcej refleksji i dojrzałości. Bardzo często pada zadanie „wtedy nie rozumiałem jego decyzji, ale zrozumiałem ją po latach”.

Jak na bramkarza przystało, Włoch chwali się obronionymi karnymi. Przedstawia pojedynek z napastnikiem od strony golkipera, tego co dzieje się w jego głowie i jaki ma czas na właściwą reakcję, co dla mnie jest nową i świeżą perspektywą na ten stały element gry. W tym aspekcie dużym rozczarowaniem dla mnie było, że w tak prozaiczny sposób podszedł do rzutu karnego, który strzelił mu Zinedine Zidane w finale MŚ w 2006 roku – jedna z najbardziej legendarnych „jedenastek” w historii futbolu. Spodziewałem się, że również tutaj Buffon opowie jak ten moment wyglądał z jego perspektywy. Całość streścił jednak do lakonicznego „Francja szybko wyszła na prowadzenie”…

Osobiście liczyłem też na więcej wątków Juventusowych, z którym to przecież klubem był związany przez lwią cześć kariery. Gigi jednak czasami potrafił zupełnie z niczego przeskoczyć o rok czy dwa do przodu, zupełnie pomijając tyle istotnych z mojego punktu widzenia elementów. Choć z drugiej strony rozumiem, że biografia piłkarska ma swoje prawa i granice objętości. Gdyby Buffon miał robić to w sposób, jaki sobie wyobrażam, to całość byłaby co najmniej 2 razy grubsza.

Podsumowując, „Sztuka Upadania” to bardzo dobra książka. Pełna miłości, cierpienia, smutku, sukcesów, porażek, radosnych i mrocznych chwil. Popełnianych błędów, brania za nie odpowiedzialności oraz refleksji nad nimi. To biografia dojrzałego mężczyzny, który przez całą swoją karierę był prawdziwy, autentyczny i wyrazisty. Całość jest świetnie wykończona, bo grzbiet kartek składa się w podobiznę bramkarza. Z każdą kolejną stroną, przewracaną z prawej do lewej, miałem poczucie jakbym co raz mocniej zagłębiał się w duszę autora.

Choć ma swoje słabsze, nudniejsze momenty (która biografia ich nie ma?), to jest to pozycja obowiązkowa nie tylko dla każdego fana Juve, Calcio, futbolu, ale też dla osób, które czerpią inspirację z upadków i powstań, prawdziwych, wyrazistych bohaterów.

Książkę sportową „Gianluigi Buffon. Sztuka upadania” znajdziecie na stronie największej internetowej księgarni sportowej www.labotiga.pl

Autorem recenzji jest Łukasz Faliszewski, kibic Juventusu