Już dziś rozpoczyna się wielkie święto koszykówki – EuroBasket 2025. Jednym z głównych faworytów do wywalczenia mistrzostwa Europy jest naszpikowana gwiazdami reprezentacja Serbii. Jej liderem jest Nikola Jokić. Center Denver Nuggets od kilku lat ugruntował swoją pozycję w NBA, w której aż trzy razy był MVP sezonu regularnego i został mistrzem w 2023 roku. Teraz „Joker” pragnie osiągnąć sukces z Serbią, dla której gra jest dla niego niezwykle ważna, o czym można przeczytać w biografii sportowej „Czemu tak serio? Nikola Jokić. Nieznana historia mistrza NBA” dostępnej na www.labotiga.pl
„Artūras Karnišovas był na drugim roku studiów, a jednocześnie chciał dostać się do litewskiej kadry olimpijskiej, powstałej tuż po oderwaniu się Litwy od Związku Radzieckiego. Była to dla niego wielka szansa pokazania się przed całym światem. Nagroda za załapanie się na igrzyska w Barcelonie? Rywalizacja z Charlesem Barkleyem, czołowym strzelcem prawdopodobnie najlepszego zespołu koszykarskiego w historii: Dream Teamu.
Dream Team, z Michaelem Jordanem, Magikiem Johnsonem czy Scottiem Pippenem, powstał po części w wyniku rozczarowującego brązowego medalu amerykańskiej kadry na poprzednich igrzyskach, rozgrywanych w 1988 roku w Seulu. Tam zwyciężył Związek Radziecki, mający w składzie wiele gwiazd pochodzenia litewskiego. Srebro zgarnęli Jugosłowianie, wśród których byli Dražen Petrović, Vlade Divac i Toni Kukoč.
W Barcelonie w 1992 roku Amerykanie rozmontowali ekipę Litwy w półfinale, tak samo, jak robili to z każdą inną drużyną po drodze do złota. Karnišovas wyleciał z boiska za przekroczenie limitu przewinień w tym wysoko przegranym meczu, lecz nim spotkanie się zakończyło, siedział za linią boczną wpatrzony w biegające w przeciwnej drużynie gwiazdy i robił im zdjęcia.
Zupełnie się tego nie wstydził. Przepaść między naszpikowaną przyszłymi członkami Galerii Sław kadrą amerykańską a resztą świata była tak wielka, jak odległość z Kansas do Kowna.
Dzięki pełnej sukcesów karierze koszykarskiej Karnišovas miał ciekawe życie. Przed igrzyskami w 2016 roku odbywającymi się w Rio de Janeiro Nikola odczuwał podobną dumę na myśl, że być może będzie mógł reprezentować swój kraj na międzynarodowej arenie.
– O, rany – mówił dziennikarzom. – To byłby wielki zaszczyt, gdybym mógł grać dla swojego kraju.
W krajach dawnej Jugosławii koszykówka jest religią. NBA to odległe marzenie. Najbardziej liczyło się to, jak ich zespoły radziły sobie w międzynarodowych zawodach, gdy na szali była duma narodowa.
Karnišovas wiedział najlepiej z ekipy Nuggets, jak ważne było uzyskanie miejsca w kadrze olimpijskiej dla Jokicia, który od dziecka marzył o grze dla narodowej reprezentacji.
Nie występował w kadrze Serbii poprzedniego lata podczas EuroBasketu, bo Nuggets chcieli, by skupił się na Lidze Letniej i przygotowaniu organizmu do trudów sezonu NBA. Znakomite występy w debiutanckich rozgrywkach otworzyły jednak przed nim drzwi do kadry.
– Myślę, że gra dla drużyny narodowej to dla niego wielkie przeżycie – mówił Karnišovas. – Naprawdę zależy mu na ojczyźnie.
Karnišovasowi nie umknęła jednak pewna ironia związana z tym, jak Jokić prezentował się na parkiecie.
– Jest zaprzeczeniem tych wszystkich olimpijskich sloganów – mówił. – Szybciej, mocniej, wyżej. To zupełnie nie on. Aż tu nagle jesteś w szoku, bo właśnie zebrał piłkę z tablicy i posłał ją przez całe boisko do swojego kolegi albo ruszył do kontry.
Karnišovas zapewniał, że Nikola zawsze chciał grać w kadrze. Po prostu wszystko musiało się tak ułożyć, by igrzyska nie kolidowały z jego zawodowymi priorytetami. I tak właśnie było w 2016 roku.
Serbia miała w swoim składzie obok zaledwie 21-letniego wówczas Jokicia także innych zawodników z potencjałem do gry w NBA. Rzuty za trzy punkty zapewniał im obecny snajper Atlanta Hawks, Bogdan Bogdanović*, zaś cuda z piłką wyczyniał późniejszy obrońca Clippers, Miloš Teodosić. Jak jednak wyjaśniał Bogdanović, koszykówka na poziomie olimpijskim to zupełnie inna bestia niż NBA czy EuroLiga:
– To zaledwie kilka meczów i w tych kilku meczach musisz dać z siebie absolutnie wszystko.
Choć w Denver Jokić pokazał się już z dobrej strony, z kadrą narodową nic jeszcze nie osiągnął.
Podobnie jak cała ścieżka Jokicia, również jego droga do narodowego zespołu nie była typowa. Jako że odkryto go dość późno, nie był gwiazdą drużyn młodzieżowych. Nawet na turnieju U-19 rozgrywanym w Pradze w 2013 roku Jokić był tylko graczem dalszego planu, nie zaś gwiazdą. Jednak przed wyjazdem do Rio, w trakcie kwalifikacji olimpijskich, które przyniosły mu nagrodę MVP, Nikola był zbyt dobry, by można go było ignorować. Ta kadra była jednak w dużej mierze drużyną weterana Teodosicia.
– Najlepiej zapamiętałem to, co wydarzyło się na jego pierwszym treningu z kadrą. Potrzebował dosłownie dwóch minut, żeby dostosować się i ogarnąć zasady oraz zagrywki, które opracowaliśmy w poprzednich latach z [trenerem Aleksandarem] Ðorđeviciem, opowiadał Teodosić.
Teodosić dostrzegł jego intuicję na parkiecie, a także umiejętność błyskawicznego podejmowania decyzji w celu ułatwienia gry kolegom.
W rundzie wstępnej Serbia zmierzyła się z naszpikowaną gwiazdami ekipą Stanów Zjednoczonych. W ich składzie znaleźli się Kevin Durant, Kyrie Irving, Paul George czy inni uczestnicy Meczów Gwiazd. Pod koszem siłę kadrze amerykańskiej zapewniali DeAndre Jordan, Draymond Green i DeMarcus Cousins. Jokić sprawiał problemy całej trójce. Pod koszem ostro ścierał się z Greenem, a Jordana i Cousinsa wyciągał daleko poza ich strefę komfortu, w pobliże linii trójek.
Z Teodosiciem łączyła ich ta sama filozofia altruistycznej koszykówki. Nawet jeśli nie dysponowali tyloma utalentowanymi graczami, by przeciwstawić się Amerykanom, nie brakowało im chemii.
(…)
Tamtego lata zawodnicy serbskiej kadry nawiązali niezwykle bliskie relacje. Jokić był najmłodszy w składzie, lecz szybko wkupił się w łaski kolegów – jak zwykle zresztą.
– Zwłaszcza po kilku piwach staje się niezwykle kreatywny, opowiadał Bogdanović o skłonności młodszego kolegi do pod trzymywania dobrego nastroju w ekipie.
Pewnego wieczora, gdy zawodnicy pili, Jokicia dopadła ochota na jedzenie z McDonald’s, spytał więc kolegów, czy też by coś chcieli. Bogdanović pamięta, że chwilę później Nikola niósł ze sobą jedzenie dla całej drużyny.
– Wrócił z sześcioma czy siedmioma torbami żarcia, opowiadał Bogdanović.
Według Teodosicia ta historia miała jeszcze drugie dno. Jako kapitan reprezentacji chciał poddać Jokicia pewnemu testowi.
– Wysłałem go do McDonald’s po jedzenie dla nas wszystkich, a on zrobił to bez najmniejszego problemu i sprzeciwu. To pozwoliło mi wyrobić sobie o nim zdanie – tłumaczył Teodosić. – Pokazał, że dobry z niego chłopak i rozumie, że w serbskiej kadrze chodzi przede wszystkim o ducha drużyny.
W meczu o złoto ekipa amerykańska ponownie trafiła na Serbię, choć tym razem rywale byli już znacznie lepiej przygotowani do gry przeciwko Jokiciowi.
– Skopaliśmy im tyłki – mówił o pogromie różnicą 30 punktów DeAndre Jordan. – A potem mogłem odebrać swój złoty medal.
Trudno było dostrzec przygnębienie na twarzy Nikoli, gdy ten odbierał swój srebrny krążek po tak bolesnej porażce. Wręcz przeciwnie. Nosił go z wielką dumą.
– Jest naprawdę spoko – mówił reporterom. – Nie wiem, ile osób na świecie ma taki srebrny medal. Może z tysiąc? To dla nas wielka rzecz. To wielka rzecz dla całego narodu. Chyba wszyscy moi przyjaciele wyczekują, aż wrócimy do kraju. W Serbii zapanowało teraz totalne szaleństwo.
Jokić był młodszy i miał na koncie mniej sukcesów niż jego niektórzy koledzy z kadry, lecz wyraźnie widać było emocje, które buzowały w nim po powrocie do Belgradu, a później do Somboru. Gdy mówił do mieszkańców rodzinnego miasta, łamał mu się głos. Wywołanie w Serbach dumy ze swojej drużyny było dla niego cenniejsze niż jakiekolwiek indywidualne osiągnięcia.
– Ten medal znaczy dla mnie i dla mojej rodziny wszystko, mówił radosny pomimo porażki w finale.
Serbia, trzon dawnej Jugosławii, była przyzwyczajona do sukcesów koszykarskich. Przed rozpadem Jugosławii kraj ten sięgnął w 1990 roku po złoty medal mistrzostw świata, a drużynie przewodzili Vlade Divac (Serb), Dražen Petrović i Toni Kukoč (obaj z Chorwacji).
Sukces kadry zawsze przysłaniał indywidualne osiągnięcia graczy w NBA i choćby z tego powodu udział Jokicia w turnieju wzbudzał pewne dyskusje. Bogdanović wiedział, jak wyczerpująca była to misja.
– Boli mnie całe ciało, a on grał chyba prawie dwa razy tyle [minut] co ja, mówił.
O grze w drużynie narodowej marzył jednak każdy dzieciak. W trakcie wojny na Półwyspie Bałkańskim, zbierającego śmiertelne żniwo konfliktu na tle etnicznym, jaki wybuchł między sąsiadującymi regionami i doprowadził do rozpadu Jugosławii, sport stanowił potrzebną wszystkim odskocznię. Koszykówka – już wcześniej czczona w całym regionie – była dla ludzi niczym schronienie.
– [Gracze] byli w trakcie tych wojen kimś, na kim można się wzorować, a w kraju działo się wtedy wiele złego – opowiadał Bogdanović. – Każdy rodzic chciał, by jego dzieciak zajął się sportem i czymś pozytywnym.
Zdobywając srebro olimpijskie w 2016 roku, Jokić dał swojej ojczyźnie jeszcze większe powody do dumy. Według Bogdanovicia koszykówka w Serbii ma status zbliżony do tego, jakim w Argentynie cieszy się piłka nożna. Fani wiedzą wszystko o graczach i kibicują im z wielkim oddaniem. Sukces zespołu napawał ich dumą. Zaledwie 21-letni Jokić był nieco przytłoczony tym, jak wielką radość sprawił wraz z kolegami swoim rodakom.
– Zdał sobie sprawę z tego, czego dokonał, mówił Bogdanović.
Tymczasem szefowie klubu z Denver byli zachwyceni jego grą. Ich rozkwitająca gwiazda walczyła zaciekle z ekipą gwiazd NBA. Jokić uważał amerykański zespół za najnowsze wcielenie Dream Teamu. Okazało się, że jego powolna, ale inteligentna gra znakomicie sprawdza się w rywalizacji z nimi – i była to niezwykle cenna wiedza. Zyskał kolejną broń w swoim arsenale.
– Gram przeciwko nim – mówił w rozmowie z Kaszlą. – Znam ich. To tylko zawodnicy.
Connelly był dumny, choć niekoniecznie zaskoczony. Na igrzyskach jak na dłoni widać było wszystko to, z czym Jokić świetnie radził sobie co dzień: wykorzystywanie swoich mocnych stron, praca stóp, czucie, pewność siebie.
To był gość, wokół którego można było budować drużynę.
Talent Jokicia się potwierdzał, a jego etyka pracy zaczynała przynosić efekty. Connelly dostrzegał także, że coraz mocniej dochodzi u zawodnika do głosu jego żądza rywalizacji.
– To początek efektu kuli śnieżnej, mówił Connelly.
Po powrocie Jokić sprezentował Connelly’emu swoją koszulkę z igrzysk. Następnie droczył się z innym ze swoich szefów.
– Rzucił: »Hej, Artūras, chcesz zobaczyć, jak wygląda srebrny medal? Bo wiem, że ty masz tylko brązowy«, wspominał Connelly.
Karnišovas był zawsze cichy i powściągliwy, stanowił świetną przeciwwagę dla pełnego entuzjazmu Connelly’ego. Jednak na wet on zaczynał snuć marzenia.
– Igrzyska pokazały nam, że… może coś z tego być, mówił Karnišovas”.
Przeczytaj więcej o książce sportowej „Czemu tak serio? Nikola Jokić. Nieznana historia mistrza NBA” dostępnej na www.labotiga.pl
Foto: Fullcourt/FIBA