Zawsze szedł własną drogą. Dorastał w Malmö, ale jego charakter, talent i bezkompromisowość sprawiły, że trafił na największe stadiony świata. Spotkał ludzi, którzy stali się dla niego przyjaciółmi i mentorami, przeżywał wzloty i dramaty, ale zawsze pozostawał wierny samemu sobie.
Młody Ibra mieszkał w Rosengård, dzielnicy Malmö, której nazwa „Różany ogród” brzmiała jak kpina wobec szarych blokowisk, biedy, przemocy i różnego rodzaju konfliktów. Zlatan wychowywał się w rodzinie imigrantów z Bałkanów: ojciec, Šefik, pochodził z Bośni, matka Jurka – z Chorwacji. Oba ich światy były pełne sprzeczności – mama zmęczona i surowa, ojciec kochający, ale pogrążony w samotności i nałogu. W domu często brakowało jedzenia, ale przede wszystkim ciepła i stabilności.
Najczęściej ratunkiem dla małego Zlatana była piłka. Na osiedlowym boisku, które mieszkańcy nazywali „Boiskiem Cyganów”, uczył się grać twardo, szybko i z fantazją. Był drobny, często odpychany przez starszych, więc by przetrwać, wymyślał coraz bardziej widowiskowe zwody i sztuczki.
– Musiałem grać lepiej niż inni, inaczej nie miałbym żadnych szans – wspominał po latach.
Jego idolem był Ronaldo – brazylijski „Fenomen”. To właśnie jego plakaty wisiały nad łóżkiem Zlatana, który na boisku ćwiczył godzinami przekładanki, elastico i inne triki, dopóki nie mógł wykonywać ich perfekcyjnie – szybciej i pewniej niż koledzy.
Złość i poczucie odrzucenia Ibra przerabiał w energię, którą wyładowywał na grze w piłkę nożną. Mimo że w jego w domu zdarzały się chwile dramatów – puste lodówki, samotne wieczory czy ojciec zasypiający po alkoholu, Zlatan zachował także obrazy pełne czułości. Jak wtedy, gdy Šefik kupił mu wymarzone air maxy, a chłopak pierwszy raz poczuł się kimś wyjątkowym, albo kiedy tata przyniósł mu karton gum z figurkami piłkarzy, wśród nich był jego ulubieniec – Ronaldo. W takich chwilach rosła w nim wiara, że mimo trudności może być kimś więcej niż „dzieciakiem z Rosengård”.
Kiedy Zlatan trafił do Ajaksu, w jego życiu pojawił się Maxwell. Poznali się zaraz po przylocie do Amsterdamu, a ich znajomość szybko przerodziła się w przyjaźń:
– Cześć. Jestem Maxwell Scherrer Cabelino Andrade – przywitał się grzecznie, po czym, widząc zakłopotaną minę Zlatana, roześmiał się i powiedział: – Tak, tak, wiem…. Nie da się tego zapamiętać. Mów mi po prostu Maxwell.
– Jesteś z Brazylii?! Ekstra!!! – ucieszył się Zlatan. – Znam Cruzeiro. Tam zaczynał Ronaldo… Uwielbiam go.
– No nie mów, ja też… – odpowiedział Maxwell i już było wiadomo, że panowie przypadną sobie do gustu.
– To wspaniały człowiek – mówił o nim po latach Zlatan.
Wspólne chwile w spędzone z obrońcą z Kraju Kawy w Holandii i później w Interze czy PSG były dla niego bezcenne. W świecie futbolu, pełnym rywalizacji i zdrad, Maxwell był pewnym punktem, bratnią duszą Ibry.
W Juventusie Ibrahimović spotkał Fabio Capello – doświadczonego trenera, który uczynił z niego napastnika kompletnego. Włoch od razu zobaczył, że ma do czynienia z talentem, ale wymagającym dyscypliny.
– Ćwiczyłeś kiedyś na siłowni? – spytał podejrzliwie.
Gdy Zlatan odpowiedział, że nie, Capello rzucił: To czas zacząć.
Pod okiem „Don Fabio”, który pokazał mu kasety VHS z bramki Marco van Bastena, Zlatan dzień po dniu oddawał dziesiątki strzałów na bramkę, aż stał się piłkarzem, który potrafił strzelać gole w każdej sytuacji.
Gra w Serie A okazała się momentem przełomowym w karierze Zlatana. Wówczas piłkarski świat wiat zobaczył, że pojawił się zawodnik wyjątkowy, który nie uznaje ograniczeń.
Szwed z bałkańskimi korzeniami czuł się na Półwyspie Apenińskim jak ryba w wodzie, czego nie można napisać o jego pobycie w Barcelonie, w której nie nadawał na tych samych falach, co Pep Guardiola.
Po nieudanym epizodzie w Blaugranie Ibra związał się kontraktem z Milanem. To był dla niego prawdziwy powrót do domu. Witały go tłumy kibiców, czerwone dywany i Silvio Berlusconi, a on sam odzyskał to, co najcenniejsze – radość z gry.
– Nie przychodzę grać dla Messiego, przychodzę dowodzić – podkreślał.
W Milanie Zlatan poczuł, że znalazł się we właściwym miejscu. We Włoszech znów był królem, ale też człowiekiem, który odnalazł szczęście. Jednak latem 2012 roku duet Berlusconi-Galliani chciał podreperować budżet Rossonerich i zdecydował się sprzedaż Ibrę oraz Thiago Silvę do PSG. Mimo to Milan pozostał w sercu Zlatana, który wrócił pod koniec grudnia 2019 roku i pomógł ekipie Stefano Piolego zdobyć upragnione scudetto. Jak się później okazało, Milan był ostatnim klubem w jego długiej i pełnej sukcesów karierze.
Obok futbolu była jeszcze inna przestrzeń – rodzina. Poznanie Heleny Seger okazało się jednym z najważniejszych momentów w życiu Ibry. Starsza od niego, pewna siebie i niezależna kobieta, była osobą, która potrafiła sprowadzić go na ziemię, i stała się filarem jego świata. Razem stworzyli rodzinę, która dawała Zlatanowi poczucie bezpieczeństwa i równowagi. Nawet w najtrudniejszych chwilach kariery wiedział, że dom, Helena i dzieci to jego najpewniejsza przystań.
Zlatan Ibrahimović nie pozwolił, by inni pisali za niego scenariusz. Dzieciństwo w Rosengård nauczyło go walczyć, brak czułości w domu pomógł odnaleźć wewnętrzną siłę, a marzenia o grze w stylu Ronaldo wskazały mu drogę do wielkości. Obok wielu spektakularnych goli, jak chociażby tego strzelonego przewrotką Anglii, który obiegł cały świat i został uznany za jedno z najpiękniejszych trafień w historii futbolu, znalazły się miejsca na przyjaźń i bezgraniczną miłość.
Jego historia uczy, że siła charakteru, wiara w siebie i lojalność wobec najbliższych potrafiły uczynić z chłopaka z Malmö piłkarza klasy światowej.
Dziś 44. urodziny obchodzi Zlatan Ibrahimović, jeden z najbardziej charakterystycznych napastników w dziejach futbolu.
Wszystkiego najlepszego, Ibracadabra.
Tekst powstał w oparciu o książkę sportową dla dzieci „Ibra. Chłopak, który odnalazł własną drogę”, która została objęta jesienną promocją na www.labotiga.pl