Andrzej Szarmach – „Diabeł” polskich, francuskich i mundialowych boisk – zapisał się w historii futbolu jako napastnik odważny i bramkostrzelny.

Grzegorz Lato w swojej książce „Król mundiali” wspomina, że choć niektórzy koledzy z reprezentacji żartowali, jakoby Szarmach zazdrościł mu tytułu króla strzelców mundialu w 1974 roku, ich relacja zawsze była przyjacielska i oparta na szacunku:

– Na boisku rozumieliśmy się bez słów, dogrywaliśmy sobie piłkę na pamięć, a prywatnie byliśmy bardzo dobrymi kumplami. Nigdy nie było między nami żadnych złośliwości, podań na zapalenie płuc.

Ich przyjaźń miała też inny wymiar. Na zgrupowaniach byli nierozłączni, spali w jednym pokoju, dzielili się rozmowami, ale i ciszą, gdy trzeba było odreagować presję. Lato śmiał się, że Szarmach to „porządny chłopak, tylko głowy mocnej nie miał – jak wypiliśmy, to trzy dni go trzymało. Jak ruski termos”.

Był też moment, kiedy ich losy splotły się jeszcze bardziej. Po wyjeździe Jana Domarskiego do Francji, Lato namówił Szarmacha, aby przeszedł z Górnika Zabrze do Stali Mielec. Przygotował grunt, dogadał szczegóły z działaczami.

– Dostał mieszkanie, kasę, wszystko, czego chciał – wspominał.

Sam nie wziął za to ani złotówki, choć Szarmach pół-żartem dopytywał przez lata, ile naprawdę na tym zarobił.

Grzegorz Lato i Andrzej Szarmach byli jak dwie strony tej samej monety. Jeden szybki jak błyskawica, drugi silny i skoczny. Jeden wygrywał sprinty, drugi pojedynki w powietrzu. Razem dawali Biało-Czerwonym to, czego potrzebowali – bramki, które otwierały drogę do medali, a poza boiskiem: śmiech, wsparcie i przyjaźń. To wszystko sprawiało, że reprezentacja Polski była czymś więcej niż zbiorem nazwisk na papierze.

Andrzej Szarmach, który dziś obchodzi 75. urodziny, był znakomitym snajperem. Trafiał na listę strzelców w najważniejszych momentach, a jako człowiek pozostawił po sobie ślad w sercach kolegów, trenerów i kibiców.

Wszystkiego najlepszego.

Biografia sportowa „Grzegorz Lato. Król mundiali” jest dostępna na www.labotiga.pl