Agata Wróbel: Miał dziwne życzenie – nalegał, żebym go odwiedziła i podniosła

Różne są blaski i cienie sportowej sławy. Czasem fani proszą o autograf czy wspólne zdjęcie, a innym razem błagają o to, by ich… podnieść. Z taką właśnie prośbą spotkała się Agata Wróbel.

Najbardziej szalone w tej historii było jednak to, że Polka zdecydowała się tę niecodzienną prośbę spełnić. O tym, jak przebiegało spotkanie z duńskim fanem, opowiedziała w autobiografii „Ciężar życia”:

„Miałam też fana z Danii. Już po drugich igrzyskach wypisywał do mnie na Facebooku chłopak z Kopenhagi. Nazywał się Rasmus. Nigdy wcześniej go nie widziałam, ale koniecznie chciał się ze mną spotkać. Lubił ciężary i wypatrzył mnie w telewizji. Miał dziwne życzenie – nalegał, żebym go odwiedziła i podniosła. Sama bym się na taką wyprawę nie odważyła. Ale z Niną?

– Jedziemy? – zapytałam jej. Nina Sroka podrzucała ciężary w niższej kategorii wagowej, ważyła chyba czterdzieści kilo. Tak naprawdę to trochę więcej, ale dla mnie była lekka jak sztanga bez talerzy. Wyglądała przy mnie jak dziewczyna z podstawówki. Przyjaźniłyśmy się i rozumiałyśmy bez słów. W ośrodku w Siedlcach trzymałyśmy się razem. Nie sądziła, że mówię poważnie. Rzuciła ze śmiechem coś w stylu: „Jasne, jedziemy”. Ale mocno się zdziwiła, gdy oświadczyłam, że przyjadę po nią z Jeleśni do Siedlec.

– Ty tak serio?

– Serio.

– No dobra, to w drogę – stwierdziła.

Ruszyłyśmy do Kopenhagi, nie wiedząc, co nas tam czeka. Wybrałyśmy się do obcego kraju i obcego człowieka, tylko we dwie. Czy to normalne? Ale wtedy świat należał do nas. Spotkaliśmy się u jego wujka w domu. Rasmus mówił, że od dawna ogląda moje starty. Był wyższy ode mnie, dobrze zbudowany. Okazał się miłym, sympatycznym chłopakiem. Nie miał złych zamiarów. Prosił jednak, bym spełniła to jego życzenie.

– Czy możesz mnie podnieść? – zapytał.

– Ale jak?

– Tak jak sztangę, nad głowę.

Pomyślałam, że to dziwne, no ale skoro jestem już w Danii i pewnie więcej się nie zobaczymy, to dlaczego nie? Trochę bolał mnie nadgarstek, ale nie chciałam robić mu przykrości. Przeszliśmy do ogrodu na tyłach domu.

– Nina, rób zdjęcia! – zawołałam.

Rasmus położył się bokiem na trawie, jakby układał się do snu. Napiął się i czekał. Złapałam go jedną ręką za plecy, drugą za kolano. Najpierw wzięłam go na ręce, a później przerzuciłam za siebie energicznym ruchem, na bark. I przesunęłam jakby na szyję.

– Ustoję? Czy sędziowie zaliczą? Trzęsę się jak Tang – komentowałam ze śmiechem.

Trochę się namęczyłam. Sztangę zdecydowanie łatwiej złapać, bo jest nieruchoma. Nad ciałem człowieka trudniej zapanować, bo się wygina, nie jest usztywnione. Głęboki wdech i do góry! Uniosłam Rasmusa, chwilę przytrzymałam, aż Nina uwieczni ten moment. Później zwiedziliśmy miasto, coś razem zjedliśmy. W sumie to lubiłam takie szalone akcje. Pojechałyśmy do Kopenhagi spontanicznie, dla przygody. Przez jakiś czas wymieniałam z Rasmusem wiadomości, ale już nigdy więcej się nie spotkaliśmy”.

Książkę Agaty Wróbel i Mateusza Skwierawskiego „Agata Wróbel. Ciężar życia. Autobiografia” znajdziesz w księgarni sportowej www.labotiga.pl

Fot. prywatne archiwum Agaty Wróbel